W tym roku napastnicy Widzewa razem wzięci nie zdobyli ani jednego gola z gry. Już wiecie, dlaczego Widzew jest tak nisko w tabeli?
Na trzy kolejki przed końcem Fortuna 1 Ligi już tylko dwie drużyny zdobyły mniej bramek w całych rozgrywkach, niż Widzew (27). To ostatni w tabeli GKS Bełchatów (23) oraz czwarta od końca Resovia (24). Więcej bramek od łódzkiej drużyny zdobyło nawet przedostatnie Zagłębie Sosnowiec (30). To chyba najprostsza odpowiedź na pytanie, dlaczego Widzew jest dopiero dziesiąty w tabeli i dlaczego ma tylko iluzoryczne szanse na baraże.
Na papierze nieźle
Za strzelanie bramek odpowiedzialni są w głównej mierze napastnicy. Widzew – przynajmniej na papierze – ma ich całkiem niezłych. Marcin Robak to jedna z ikon ekstraklasy, Paweł Tomczyk to były młodzieżowy gracz reprezentacji, a Karol Czubak, napastnik młodego pokolenia, których interesowały się klubu z najwyższej klasy rozgrywkowej. Był oczywiście jeszcze Przemysław Kita, który jednak odniósł poważną kontuzję. Gdy grał – w siedmiu meczach – gola też nie strzelił.
W tym roku wszyscy napastnicy Widzewa nie zdobyli z gry ani jednej bramki! Zero. W całym sezonie Robak ma ich siedem, Tomczyk i Czubak po jednym, ale trzeba zaznaczyć, że ten drugi zdobył go z rzutu karnego. Robak z jedenastu metrów pokonał bramkarzy dwukrotnie.
Wszyscy trzech są rozczarowaniem, chociaż chyba najmniej pretensji można mieć do Czubaka. W całych rozgrywkach trenerzy Enkeleid Dobi i Marcin Broniszewski dali mu zagrać tylko w 13 meczach. W pierwszym składzie był tylko trzy razy. Ledwie raz 21-latek zagrał od początku do końca. I właśnie wtedy – w jesiennym meczu z Arką Gdynia – zdobył swojego jedynego gola. Wiosną, chociaż dwaj pierwsi napastnicy Widzewa zawodzą, Broniszewski dał zagrać Czubakowi tylko cztery razy, chociaż to stwierdzenie to trochę nadużycie, bo młody napastnik wchodził na boisko w 77., 90., 84. i w 90. minucie. Jak tu strzelić gola?
Zawodzi z kolei Robak, który w tym roku zdobył tylko jedną bramkę z rzutu karnego. Miał kilka okazji na gola z gry, ale nie wykorzystał ich. Po raz ostatni pokonał bramkarz strzałem z gry 29 listopada ubiegłego roku. Na kolejnego gola czeka więc już 16 meczów, 616 minut.
Proces Tomczyka
Prawdziwym „asem”, a może raczej „ananasem” jest z Tomczyk, który do Widzewa trafił zimą. Ten transfer nie wyglądał źle. W sparingach były reprezentant młodzieżowej kadry Polski też spisywał się dobrze. Był w nich najlepszym strzelcem drużyny. W lidze nie zdobył z gry ani jednego gola. Marnuje sytuację za sytuacją, nawet dwa rzuty karne. A na koncie ma już 16 występów, z czego 10 w pierwszym składzie. Na gola czeka 796 minut.
Tomczyk jest jednak ulubieńcem trenera Broniszewskiego, który wystawiał go do gry od początku w pięciu ostatnich spotkaniach. I wygląda na to, że jest z niego zadowolony. Po meczu z Arką Gdynia powiedział w klubowym radiu: – To kolejny mecz, w którym Paweł doszedł do sytuacji i został brutalnie sfaulowany. Gdyby nie to, to mógłby się wpisać na listę strzelców. Pocieszający jest jednak fakt, że Paweł wreszcie zaczyna wierzyć we własne umiejętności. Udało nam się doprowadzić go do tego momentu i jestem przekonany, że doprowadzimy go też do momentu, w którym zacznie zdobywać bramki. To jest proces. Pracowałem z wieloma napastnikami i każdy z nich, gdy już raz trafił, to potem robił to regularnie – mówił trener Widzewa. Trzymamy kciuki, by ten proces, moment, w którym Tomczyk zacznie zdobywać bramki, zakończył się jeszcze w tym sezonie, bo do końca pozostały już tylko trzy mecze.
W piątek łódzka drużyna zmierzy się u siebie z GKS-em Tychy. Po raz ostatni przy al. Piłsudskiego napastnik strzelił gola z gry w listopadzie. Może po pół roku znów się to uda.
Autor: Janek