KKS Kalisz liczył na rzuty karne. Bramkarz ŁKS-u musi kupić nowy bidon.
ŁKS wygrał z KKS-em Kalisz 3:2. Łodzianie zagrają w kolejnej rundzie Pucharu Polski. Już w piątek poznają swojego rywala. To przełomowe zwycięstwo drużyny Kazimierza Moskala. Ostatni raz, na wyjeździe zwyciężyli w lutym. Od meczu ze Skrą Częstochowa minęło ponad 200 dni.
Łatwo nie było, bo kaliszanie na kilka minut przed końcem drugiej połowy strzelili na 2:3. Atakowali dalej, ale ełkaesiaków uratowała poprzeczka. Sztab szkoleniowy KKS-u był pewny siebie. Świadczy o tym fakt, że polecił chłopcu do podawania piłek by… zabrał bidon Dawida Arndta. Bramkarz ŁKS-u miał na nim rozpisane, w którą stronę najczęściej strzelają karne zawodnicy kaliszan.
Czytaj także: Debiutant w ŁKS-ie: “Długo czekałem na ten moment”.
Na szczęście ta wiedza okazała się nieprzydatna, bo ŁKS wykonał plan i dowiózł wynik w regulaminowym czasie gry.
– Wykonaliśmy swój plan na ten mecz. Pomimo tego, że przyjechaliśmy dziś w przemeblowanym składzie, naszym celem był awans do kolejnej rundy. Początek i końcówka spotkania należały do rywali, poza tymi fragmentami mieliśmy nad tym meczem kontrolę. Ostatnie minuty były nerwowe, bo pozwoliliśmy rywalom zdobyć bramkę na 2:3, a potem nie wykorzystaliśmy dobrej sytuacji po kontrze. Cieszę się, że pomimo tego zamknęliśmy to spotkanie w 90 minutach– powiedział po meczu Kazimierz Moskal, trener ŁKS-u (więcej tutaj).
Apelujemy do KKS-u, oddajcie Arndtowi bidon. A może, śmieszną sytuację uda się przekuć w coś dobrego i słynne naczynie bramkarza ŁKS-u przekazane zostanie na licytację charytatywną?
KKS poinformował, że bidon wrócił po meczu do Arndta.
– Można chyba wyprowadzić kibiców z błędu – BIDON trafił po meczu do zawodników ŁKS-u – napisał KKS na Twitterze.