
Widzew chce zimą wzmocnić drużynę. Mówi się o czterech do sześciu transferów. Ktoś będzie musiał zrobić nowym miejsce w kadrze. Są nazwiska, które nasuwają się same. Czy będą też niespodzianki?
Wygląda na to, że Widzew w drugim kolejnym okienku transferowym będzie jednym z najaktywniejszych, o ile nie najefektywniejszym klubem w PKO BP Ekstraklasie. Latem było czternaście transferów przychodzących i kilkanaście wychodzących. Ówczesny dyrektor sportowy Mindaugas Nikolicius chwalił się wywiadach, że przeprowadził aż 36 operacji transferowych! Niestety po czasie wiemy już, że poszło to w ilość, a nie w jakość. Po jesieni Widzew zajmuje 13. miejsce i ma punkt przewagi nad strefą spadkową (rywale pod nim rozegrali mniej meczów).
Dlatego następny Litwina też będą musieli popracować. Wiadomo, że zimą jest trudniej, niż latem, bo nie licząc lig skandynawskich, to połowa sezonu. Większości piłkarzom kontrakty kończą się latem. Trzeba jednak pamiętać, że Widzew ma pieniądze i tak jak latem Nikolicius, tak zimą Dariusz Adamczuk nie zawaha się ich użyć. Będzie wydawał i sprowadzał nowych. Ilu? Nie ma mowy o takiej rewolucji jak latem. Ale na cztery-sześć transferów można i trzeba liczyć. I do defensywny, i do ofensywy. Pierwszy ma być lewy obrońca z ciągiem do przodu Norweg Christopher Cheng. Podobno 24-latek jest już nawet w Łodzi.
Jak zawsze trener (tym razem to Igor Jovićević) na pewno liczy, że pełną kadrę będzie miał 8 stycznia, gdy zespół poleci na zgrupowanie do Turcji. Tam rozegra też sparingi. Oczywiście różnie z tym bywa. Latem Sebastian Bergier trafił do Widzewa niedługo po zakończeniu poprzedniego sezonu, a Andi Zeqiri, gdy trwał już nowy.
Ktoś na pewno będzie musiał zrobić miejsce nowym piłkarzom w kadrze. Klub na pewno stać na płacenie pensji i tym, którzy już są w zespole, i tym, którzy dopiero przyjdą, ale kadra nie może być zbyt liczna także ze sportowego punktu widzenia. Nie może być w niej zbyt dużo graczy niezadowolonych ze swojej sytuacji. W przeszłości bywało tak, że po rundzie Widzew ogłaszał, z kogo wiosną trener nie zamierza już korzystać. W tym roku tak się nie stało. Gdzie indziej tak, np. Arka Gdynia ogłosiła, że nowych klubów szukać mogą Adam Ratajczyk, Szymon Sobczak i Przemysław Stolc.
W Widzewie bywało niezręcznie w tej kwestii. Klub ogłaszał, że trener już kogoś w składzie nie widzi, ale potem nie sprowadzono nikogo na miejsce gracza z czarnej listy i robił się kłopot. Było i tak, że trzeba było zmieniać zdanie. Za Janusza Niedźwiedzia do kadry wrócił np. Patryk Mucha. Może też stąd tym razem Widzew nie opublikował listy niechcianych.
Można się jednak domyślać, na kogo Jovićević nie będzie chciał stawiać. Od razu nasuwają się nazwiska niewypałów transferowych, czyli Pape Meissa Ba i Tonio Teklicia. Obaj przyszli latem, ale żaden z nich nie przekonał do siebie kolejnych trenerów. Oczywiście nie wiadomo, czy Senegalczyk i Chorwat będą chcieli odejść. Pierwszy ma kontrakt do lata 2028, a drugi o rok dłuższy. A z Widzewem latem nikt się o tych piłkarzy nie bił. Próba rozstania może być więc trudna i kosztowna.
Widzewowi na pewno nie jest potrzebny Polydefkis Volanakis. Grek przyszedł do Widzewa poprzedniej zimy i podpisał dwuipółletni kontrakt. Ostatnio leczył uraz, ale nawet gdy był zdrowy, to grał niewiele. A gdy grał, to słabo. Raczej trzeba się będzie pożegnać.
Kto jeszcze? Skoro pierwszym nowym widzewiakiem zimą ma zostać lewy obrońca, to można się domyślać, że zagrożona jest pozycja kogoś z dwójki Dion Gallapeni – Samuel Kozlovsky. Ten pierwszy jest młodszy, może zagrać na Mundialu, bo Kosowo awansowało do baraży. To zawodnik chyba z większym potencjałem od Słowaka. Kozlovsky potrafi grać solidnie, ale popełnia też błędy. W dobrej formie to na pewno przydatny gracz, ale czy na puchary, co jest celem Widzewa na dość bliską przyszłość? Gdybyśmy mieli wybierać, kto ma większe szanse, by zostać w kadrze, to postawilibyśmy na Gallapeniego.
Pod znakiem zapytania stoi też przyszłość Petera Therkildsena. Jego atutem jest wszechstronność, bo może grać na obu bokach defensywy. Wadą to, że… słabo broni. Widzew pewnie poszuka nowego obrońcy, a wtedy zrobi się tam za ciasno, bo jest przecież jeszcze Marcel Krajewski, który jest młodzieżowym reprezentantem Polski.
Nazwiska, które wymieniliśmy, są dość łatwe do wytypowania. Do nich można jeszcze dołączyć młodych zawodników, którzy jednak nie mieszczą się w meczowej kadrze i chyba nie ma sensu o nich wspominać. Nawet o Kamilu Cybulskim, który był największym beneficjentem, a może ofiarą, przepisu o młodzieżowcu, który już nie istnieje. Cybulski to teraz zawodnik trzecioligowych rezerw.
Na myśl nasuwa się jeszcze… Samuel Akere. Nigeryjczyk zaczął ligę w pierwszym składzie i pokazał się z dobrej strony. Popisywał się techniką i odwagą w pojedynkach jeden na jeden, które w dodatku wygrywał. Strzelił też gola. Ostatnio w ogóle zniknął ze składu, nie wchodził nawet na boisko z ławki. Wróble ćwierkają, że Nigeryjczykowi w Łodzi najbardziej spodobało się to, co w przeszłości jego rodakom, czyli miasto nocą. I stąd jego nieobecność na boisku. To jednak na tyle utalentowany piłkarz, że raczej warto go “naprostować” i przygotować jak należy do wiosny.
W kadrze są jeszcze piłkarze, którym latem kończą się kontrakty. Na nowy pracuje na pewno Bartłomiej Pawłowski, który niedawno wywalczył miejsca w składzie. Jest i Marek Hanousek, który czasem wejdzie z ławki. Ale jego nikt zimą nie ruszy.