W meczu z Arką Gdynia Marcin Broniszewski wprowadził na boisko Marcina Robaka, gdy do końca pozostało… 13 sekund.
W efekcie Robak grał trochę dłużej, ale i tak nie miało to sensu. W tak krótkim czasie nie miał szans, by pomóc drużynie. W tym momencie było 0:0 i być może trener Widzewa chciał zagrać na czas, bo remis go zadowalał. To jednak chyba – mamy nadzieję – mało prawdopodobne (ale kto wie), bo jeden punkt niewiele dawał łódzkiej drużynie. W Gdyni grał o pełną pulę, by zwiększyć swoje – małe, bo małe – szanse na awans do barażów.
Taka zmiana przeszłaby pewnie bez echa, gdyby nie fakt, że chodzi o ikonę Widzewa. Robak to najlepszy strzelec klubu w historii (oczywiście pamiętamy, że bramki zdobywał m.in. w niższych ligach), ale jednak wiele dla Widzewa zrobił. Dla wielu kibiców jest idolem, bohaterem. Czy można tak potraktować zawodnika, który dla niektórych fanów jest legendą?
W poniedziałek w oficjalnym radiu trener Broniszewski wydawał się bagatelizować tę sprawę, wręcz zrzucając winę na piłkarza. – Ta zmiana była zaplanowana wcześniej. Marcin poświęcił trochę czasu na to, żeby dobrze przygotować się do wejścia: poprawiał getry, zmieniał buty – tłumaczy. – Miało to się jednak stać odrobinę wcześniej. Wychodzę z założenia, że wchodząc na boisko nawet tylko na minutę można stać się bohaterem, albo nieudacznikiem. W takich momentach zawsze trzeba pomóc drużynie i podporządkować swoje umiejętności dobru zespołu.
Cokolwiek Broniszewski ma na myśli, to ta zmiana była po prostu słaba. Nie chodzi jednak o grę Robaka, ale postawę trenera. Takich rzeczy po prostu się nie robi.
Kontrakty zarówno Broniszewskiego, jak i Robaka z Widzewem kończą się 30 czerwca.