To chyba jedno z najbardziej wstydliwych wydarzeń po reaktywacji klubu w 2015 roku. Widzew grał wtedy w 2. lidze i prowadził go Marcin Kaczmarek. Udało się awansować, ale po ostatnim meczu sezonu ze Zniczem Pruszków kibice byli wściekli. Wszystko przez to, że czerwono-biało-czerwoni przegrali to spotkanie w bardzo słabym stylu. Na szczęście GKS Katowice tylko zremisował z Resovią w meczu rozgrywanym w tym samym czasie i to Widzew awansował z drugiego miejsca. Miał tyle samo punktów co GKS, ale lepszy bilans goli.
CZYTAJ TEŻ: Czy na Widzewie ciąży klątwa?
Po meczu w Sercu Łodzi nie było fety. Nikt nie myślał o triumfalnym marszu na plac Wolności, chociaż było to przecież najważniejsze sportowe wydarzenie w klubie po upadku i odbudowie. Cześć kibiców wbiegła nawet na murawę i ktoś uderzył w twarz dwóch piłkarzy Widzewa. Wszyscy woleliby o tym zapomnieć.
Niestety życie pisze podobny sportowy scenariusz (nie mamy na myśli zdarzeń po meczu, to wykluczamy) i trudno tego nie porównywać. Przypomnijmy sobie, jak było wtedy. Tak jak teraz, tak samo przed dwoma laty Widzew miał bardzo dobrą jesień. Wtedy po pierwszej części rozgrywek, po 20 meczach, drużyna Kaczmarka była liderem. Nie grała może tak efektownie, jak zespół Janusza Niedźwiedzia ostatniej jesieni, bo ówczesny trener preferował inny styl – bardziej defensywny i zachowawczy. Gdy Widzew obejmował prowadzenie, to raczej się cofał, by bronić wyniku. Niedźwiedź woli dalej atakować i przynosiło to efekty. Oczywiście i drużynie Kaczmarka zdarzały się efektowne wygrane – choćby 7:3 z Pogonią Siedlce, 6:0 ze Zniczem Pruszków, czy dwa zwycięstwa po 4:0 z Gryfem Wejherowo i Bytovią Bytów. Serią czterech wygranych z rzędu Widzew zakończył wtedy rozgrywki w 2019 roku. Nic nie zwiastowało kłopotów na wiosnę.
Teraz było trochę inaczej, bo drużyna Niedźwiedzia miała problemy na koniec pierwszego etapu rozgrywek, ale chyba wszyscy mieli nadzieję, że po przerwie zespół znów wpadnie w odpowiedni rytm i po wzmocnieniach znów będzie czołową ekipą w Fortuna 1. Lidze. Dzisiaj wiemy już, że tak nie jest. Wystarczy wspomnieć aż cztery porażki w Sercu Łodzi i dwie klęski – z Arką Gdynia i Resovią. Szanse na bezpośredni awans przed ostatnią kolejką nadal jednak są i – tak jak przed dwoma laty – wciąż wszystko zależy od Widzewa. Jeśli wygra, to awansuje bez względu na wynik Arki w spotkaniu z Sandecją Nowy Sącz. Nad zespołem z Gdyni ma punkt przewagi, więc teoretycznie może nawet przegrać, jeśli i Arka przegra. To byłoby jednak fatalne zakończenie sezonu, chociaż przecież zakończyłby się awansem.
Drużynie Kaczmarka wiosną też nie szło już tak, jak jesienią. Nagle coś się zacięło. Przyszły porażki w Łodzi, m.in. ze Skrą Częstochowa i Legionovią. W czternastu meczach Widzew wygrał pięć razy, czterokrotnie zremisował i aż pięć razy przegrał, m.in. w dwóch ostatnich meczach sezonu! Kibice drżeli o awans.
Tylko w ŁS! Marcin Kaczmarek: „Zastanówmy się, czy warto psioczyć na kogoś, kto awansował”
I teraz jest dokładnie tak samo. Znów nie ma pewności, jak to się skończy. Ostatnie dwa mecze zespół Niedźwiedzia przegrał. Z trzynastu spotkań Widzew wygrał sześć, dwa zremisował i pięć razy został pokonany. Na kolejkę przed końcem – w trzynastu spotkaniach – zdobył więc 20 punktów. Wtedy zespól Kaczmarka w czternastu meczach – 19 punktów. Obecna drużyna jest więc odrobinę lepsza i ma jeszcze jedną ważną przewagę nad zespołem trenera Kaczmarka. Drużyna Niedźwiedzia ma jeszcze jeden mecz, by polepszyć swój bilans i przede wszystkim, by przypieczętować awans, na który przecież zasłużyła, w stylu godnym zwycięzców i godnym Widzewa. Jeśli będzie zwycięstwo z Podbeskidziem Bielsko-Biała, to będzie wielka radość i feta. Jeśli nie, a nawet skończy się dobrze, to o wiele trudniej będzie się cieszyć. Tak jak dwa lata temu.