Decyzje sterników klubu w samej końcówce sezonu wzbudziły wątpliwości części sympatyków ŁKS-u. Dlaczego po wykryciu sześciu przypadków zakażenia koronawirusem klub nie podejmował żadnych działań, by uniknąć grania z Termalicą, a po pojawieniu się kolejnych dodatnich wyników testów wystąpił o przełożenie starcia z GKS-em Tychy? Okazuje się, że głównym powodem była nieformalna umowa zawarta pomiędzy prezesami klubów Fortuna 1 Ligi.
-Około półtora miesiąca temu, po wykryciu pierwszych przypadków zakażeń w drużynach zorganizowaliśmy wideokonferencję w gronie prezesów. Ustaliliśmy wtedy, że jeśli w kadrze zgłoszonej do rozgrywek jest co najmniej piętnastu zdrowych zawodników, to wtedy gramy. Trenerzy znali moje stanowisko – skoro zawarliśmy dżentelmeńską umowę pomiędzy prezesami klubów, to ja chciałbym tej umowy dotrzymać – wyjaśniał Tomasz Salski przed kamerami ŁKS TV.
Prezes ŁKS-u jest zdania, że w starciu z liderem osłabiona drużyna nie prezentowała się źle. -W meczu z Termalicą mieliśmy szesnastu zdrowych zawodników, którzy brali udział we wcześniejszych meczach. Poszerzyliśmy kadrę meczową o piłkarzy, którzy nie zadebiutowali jeszcze w pierwszej lidze tak, aby trenerzy mieli do dyspozycji szerszą ławkę rezerwowych. Pojechaliśmy do Niecieczy i nie wydaje mi się, że byliśmy tam słabszą drużyną. Po tym meczu pojawiły się jednak kolejne przypadki zarażeń, do tego doszły jeszcze kontuzje. To wszystko sprawiło, że nie byliśmy w stanie skompletować odpowiednio dużej kadry na mecz z GKS-em. Byliśmy zmuszeni do wystąpienia do PZPN-u o przełożenie spotkania – zakończył prezes Łódzkiego Klubu Sportowego.
Fot. ŁKS Łódź / Cyfrasport