Rozumiem, że ktoś chciałby usłyszeć jedną konkretną przyczynę, ale takiej nie było – mówi trener Widzewa Janusz Niedźwiedź.
Widzew był jedną z najgorszych drużyn w rundzie wiosennej zakończonego niedawno sezonu w PKO Ekstraklasie. Tym bardziej szkoda, bo bardzo udana była jesień, bo której zespół z Serca Łodzi był trzeci. Na szczęście udało się utrzymać, ale wielu kibiców wciąż nie może zapomnieć bardzo słabej formy drużyny i fatalnych wyników.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa chce nowych jak najszybciej, ale…
Trener Janusz Niedźwiedź już próbował odpowiedzieć na pytanie, dlaczego było tak źle na wiosnę, ale nie wszystkich to zadowoliło. Takie samo pytanie padło w audycji Radia Widzew. – Jesteśmy w trakcie podsumowań, chcemy z dystansem i wypoczętą głową przyjrzeć się temu, co się wydarzyło – powiedział trener. Wiemy też, że i on i dyrektor sportowy przygotować mają raport po sezonie.
Teraz szkoleniowiec powtórzył, że słaba forma na wiosnę nie była spowodowana jedną konkretną rzeczą, ale była to cała lista. – To było szereg różnych czynników, które się na siebie nałożyły – zaczął. – Z pespektywy czasu uważamy, że to był błąd, że zimą nie przyszło do nas jeszcze jeden, czy dwóch nowych zawodników. Po bardzo udanej jesieni potrzebna była świeża krew, większa rywalizacja, by ona weszła na jeszcze wyższy poziom. To pozwoliłoby wszystkim rywalizować o miejsce w składzie, a to podniosłoby poziom sportowy.
Jako drugi punkt Niedźwiedź podał brak odpowiednich boisk do treningów. Nie tylko boiska trawiastego, ale też sztucznego. Widzew znalazł takie, ale musiał dojeżdżać na nie do Wiśniowej Góry. Do Uniejowa, gdzie dobra murawa była, nie chciał jeździć na jeden dzień, bo zespół spędziłby w podróży 2,5 godziny. – Chcieliśmy pojechać na dwu-, trzydniowe zgrupowanie, ale dostaliśmy odmowną odpowiedź. To nie jest tak, że dzwonimy i jedziemy. Po prostu to boisko było zajęte – stwierdził i dodał, że jeden dzień treningu tam i powrót na sztuczną murawę, nie miał sensu. – To generowałoby kontuzje. W tym okresie boisko w Uniejowie było miękkie, nogi się tam zapadają, inaczej pracują stawy i mięśnie – powiedział. Dodał, że ma nadzieję, że sytuacja będzie lepsza następnej zimy, bo na Łodziance do dyspozycji Widzewa powinno już być nowe sztuczne boisko. Na podgrzewane obok Serca Łodzi nie ma co liczyć.
– Do tego drużyna była przetrzebiona przez choroby, wirus rozkładał piłkarzy. Potrzebowali dwóch, trzech tygodni, by wrócili do równowagi – mówił. Najgorzej – jak przekonywał – było w okolicach meczu z Cracovią. – Widzieliśmy spadki intensywności biegania. Do tego wypadło kilku czołowych zawodników. Wypadł Ernest, Jordi albo wypadał, albo grał z urazem. W ostatnich tygodniach z urazami walczył też Bartek Pawłowski. To nie było komfortowana sytuacja, bo grał na środkach przeciwbólowych. Bywało, że miał jeden trening w tygodniu i grał – zdradził Niedźwiedź.
Powiedział też, że kiedy wpada się w dołek, w wynikowy kryzys, to nic dziwnego, że spadała pewność siebie piłkarzy. – Szukaliśmy bodźców, by to odwrócić, ale nie udało się – stwierdził.
Szkoleniowiec Widzewa zdradził też, że poważnie z asystentami zastanawiali się nad zmianą systemu gry. Ale po meczu z Rakowem Częstochowa, w którym jego zdaniem drużyna wypadła dobrze, nie zdecydowali się na to. – To wiązało się z naprawdę bardzo dużymi zmianami. To spowodowałoby bardzo duże przetasowania gry zarówno w obronie, jak i ataku – uważa. Dodał, że wcześniej stały styl drużyny dał jej bardzo dużo w przeszłości, dlatego wspólnie uznali, że trzeba pozostać konsekwentnym.