ŁKS wygrał czwarty mecz z rzędu. Łodzianie pokonali 2:0 Pogonią Siedlce, a ten wynik zawdzięczają w głównej mierze Aleksandrowi Bobkowi, który wyczyniał cuda w bramce.
Największy bohater ŁKS-u. Miał sporo do roboty, ale wywiązał się z niej znakomicie. Obronił rzut karny i zaliczył sporo bardzo ważnych interwencji.
Jesteśmy pewni, że to był jego najlepszy występ w biało-czerwono-białych barwach. Zanotował dwie asysty i niewiele brakowało do tego, żeby na swoim koncie miał też zdobytą bramkę. Czego chcieć więcej?
Nie zaliczył tak zjawiskowego występu, jak z Odrą Opole, ale rozegrał po prostu niezłe zawody. Grał pewnie i rzadko się mylił.
Kilka razy dał się ograć Demianiukowi i nie gwarantował spokoju w szeregach obronnych “Rycerzy Wiosny”.
Był bardzo aktywny w ofensywie i często podłączał się do akcji ofensywnych. Nieskuteczność partnerów z zespołu zabrała mu co najmniej jedną asystę. Sprokurował rzut karny.
Nie miał zbyt wielu szans do wykazania się, ale gdy np. trzeba było odebrać piłkę, to to robił.
Zagrał solidnie, ale bez tego błysku, który miał w poprzednich meczach.
Był mocno krytykowany przez fanów, a tymczasem z każdym występem w ŁKS-ie gra coraz śmielej. Nie boi się podejmować nieszablonowych rozwiązań, a to często napędza gra łodzian w środku pola.
Generalnie grał przeciętnie, ale napastników rozlicza się ze zdobytych bramek i to zadanie Austriak wypełnił.
Chyba nie ma w ŁKS-ie zawodnika, który prezentowałby bardziej stałą formę od Arasy. Hiszpan w każdym spotkaniu pracuje za trzech w pressingu i często dokłada do tego trafienia. Nie inaczej było dzisiaj.
Pokazał to, z czego słynął w barwach Znicza Pruszków, czyli dobra gra głową. Do tego był znacznie mniej elektryczny od Gulena.
To znowu nie były jego zawody. Starał się, walczył, ale dużo to ŁKS-owi nie dało.
Zaliczył sporo udanych dryblingów. Występ na plus.
Bardzo słaby mecz. Zmarnował dwie bardzo dobre okazje do strzelenia gola. Tłumaczy go jedynie to, że był to jego pierwszy mecz po kontuzji.