Trudno mi nie chwalić Widzewa, który dwa razy się podniósł przy Łazienkowskiej – mówi Grzegorz Mielcarski, który ocenił mecz Legia – Widzew.
Grzegorz Mielcarski to były piłkarz m.in. FC Porto i Widzewa. Od lat jest komentatorem. W ostatni piątek współkomentował klasyk, czyli starcie Legii Warszawa z Widzewem (2:2). Po meczu udzielił wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”, w którym ocenił to spotkanie.
Mielcarski był pytany głównie o Legię, ale o łódzkim zespole też sporo powiedział i chwalił go. – Jeśli któraś z drużyn może być rozczarowana wynikiem, to na pewno Legia. Oczekiwała wygranej, ale Widzew był dobrze zorganizowany – tak na swojej połowie po stracie piłki, jak i u rywali po odbiorze. Wszyscy byli zaangażowani w grę, żaden zawodnik nie zagrał poniżej umiejętności i możliwości, a w Legii paru takich było – stwierdził.
CZYTAJ TEŻ: Dlaczego Widzew powinien kibicować Legii i Rakowowi?
I dodał: – (…) Widzew był bardzo szczelny, a Legia nieskuteczna. Jedni i drudzy mieli szczęście. Dominik Hładun pewnie złapałby piłkę po strzale Bartłomieja Pawłowskiego z wolnego, ale był rykoszet. Wracając na moment do napastników – ten z Widzewa, Jordi Sanchez, pomógł drużynie, choć czasem podejmował złe decyzje. Był silny, walczył, nękał obrońców Legii.
Mielcarski powiedział także, że łódzki zespół lepiej rozłożył siły, był bardzo dobrze przygotowany do meczu i zmotywowany. Na stwierdzenie, że Legia miała dwie okazje, by podwyższyć wynik na 2:0 odpowiedział: – Zgadzam się, trudno mi jednak nie chwalić Widzewa, który dwa razy się podniósł przy Łazienkowskiej i któremu – szczególnie po drugim golu dla Legii, bo samobójczym – było ciężko. Dźwignął się, grając w kotle i wyszarpał punkt. Kluczowym momentem była niewykorzystana okazja Kapustki. Gdyby Widzew przegrał, nie zmieniłbym zdania na temat organizacji jego gry.
Według byłego reprezentanta Polski klasyk nie zawiódł, „bidy z nędzą” nie było.