“Fran Alvarez swoją najlepszą wersję siebie znalazł w polskim Widzewie. W ciągu ostatniego miesiąca kilkukrotnie wybierano go do jedenastki kolejki” – tak zaczyna się tekst poświęcony Franowi Alvarezowi, który opublikował portal As.
Kilka dni temu o hiszpańskim pomocniku Widzewa pisała też Marca. Teraz napisał o nim dziennik sportowy As. Oba czasopisma to jedne z najpopularniejszych gazet sportowych w Hiszpanii. Tytuł artykuły brzmi: “Historia Frana Alvareza: od futsalu w rodzinnym mieście, do gwiazdy w Polsce”.
Tym razem, na początek, dziennikarz Ignacio Camacho opisuje dziecięce losy Frana, który miał wziąć udział w turnieju rekrutacyjnym w Villarreal, ale ze względów rodzinnych w wieku 11 lat musiał przeprowadzić się do innego miasta i szansa przeleciała mu koło nosa. Najpierw grał więc w drużynie futsalu, potem wrócił na trawę w Hellín, miasteczku w Albacete. Ta decyzja zmieniła jego życie, bo wtedy znów na boisku zobaczyli go przedstawiciele Villarreal. W wieku 15 lat podpisał z tym klubem kontrakt.
Dziennikarz AS płynnie przechodzi do Widzewa i wspomina, że teraz Fran błyszczy w barwach Widzewa, w jeden z drużyn z nawiększą historią w ekstraklasie. Ignacio Camacho pisze, że w ciągu ostatniego miesiąca jego rodak wybierany był dwa razy do jedenastki kolejki. Wspomina, że pomocnik Widzewa strzelił cztery gole i zaliczył dwie asysty.
“Fran Álvarez znalazł swoją najlepszą wersję na Widzewie, gdzie jest zachwycony sposobem przeżywania piłki nożnej” – pisze dziennikarz i cytuje piłkarza: – Tutaj na każdy mecz przychodzi 19000 kibiców. Trybuny są zawsze pełne, nie ma biletów do kupienia – mówi i dodaje, że na stadionach można pić alkohol, kibice odpalają flary i rakiety. – W meczu z Legią mniej więcej w 70. minucie petardy spadały na boisko i przez dym nie można było grać – opowiada. Dodaje, że trzeba się do tego przyzwyczaić, bo tak jest w Polsce.
Fran wspomina też o trudnym języku polskim i… fatalnej pogodzie. Nie chodzi mu jednak o niskie temperatury, ale o dyskomforcie podczas treningu w tak wielu ubraniach: – W Hiszpanii, jeśli jest zimno, na trening zakłada się termoaktywną koszulkę i bluzę, a tutaj miałem na sobie krótkie spodenki, długie spodenki i długie spodnie, dwa t-shirty, bluzę, płaszcz przeciwdeszczowy i ocieplacz na szyję – mówi.
Dziennikarz zauważa jednak, że nie przeszkadza mu to, by grać na wysokim poziomie w Widzewie, chociaż w Albacete w swoim ostatnim roku stracił na znaczeniu. Kluczowy do podjęcia decyzji o przeprowadzce do Łodzi był telefon od jego kolegi z drużyny, Jordiego Sáncheza, który gra w Widzedzie, podobnie jak Hiszpan Juan Ibiza. – Nadszedł czas, aby zrobić krok do przodu. Na początku poprzedniego sezonu doznałem kontuzji mięśnia, przez co byłem daleko w tyle za kolegami z drużyny. Miałem kilka opcji, ale chciałem tu przyjechać, ponieważ Jordi Sánchez, który był ze mną w Albacete, przyjechał grał w Widzewie i bardzo dobrze mówił o klubie – powiedział Fran.
Alvarez wspomina też o różnicach w podejściu do piłkarzy w Hiszpanii i w Polsce. Tam jest takie podejście, że za zawodowych piłkarzy uważa się tych, którzy dotrą do Primera Division. – A to nie jest rzeczywistość. Rzeczywistość jest taka, że możesz być piłkarzem gdzie indziej. Mnie na przykład dużo bardziej podoba się piłka nożna w Polsce. Wszystkie stadiony są zawsze pełne i bardzo mi się to podoba. W tym roku czuję się o wiele bardziej piłkarzem niż w zeszłym roku – podsumował widzewiak, a dziennikarz dodał od siebie, że jego liczby w łódzkiej drużynie i jego występy udowadniają, że miał rację.