Widzew podzielił się punktami ze Stalą Mielec. Może byłoby inaczej, gdyby piłkarze, którzy weszli na boisko w 62. minucie grali od początku.
Chyba nie miał szans przy strzale Szkurina. Obronił kilka strzałów, w tym bardzo groźny po błędzie Alvareza w polu karnym.
Najlepszy z widzewskich obrońców. Od początku przejawiał sporą ochotę do gry, grał wysoko i odważnie.
Popełnił poważny błąd przy ustawieniu, gdy gola zdobywał Szkurin. To wręcz nieprawdopodobne, że to Białorusin doszedł do piłki, a nie któryś z widzewskich stoperów. Potem było już ok, ale zawsze tak jest, że zapamiętuje się obrońcy zagranie, przez które padł gol.
Fatalny występ Hiszpana. Nie może być inaczej, gdy zawalasz gola i jeszcze wylatujesz z boiska. Nic go nie usprawiedliwia.
Miał fatalny początek. W czasie 10 minut popełnił trzy spore błędy – dwa w przyjęciu piłki i jeden w ustawieniu. Po tym ostatnim piłkarz Stali trafił w słupek. Potem było lepiej, Słowak się rozegrał, ale po prostu grał solidnie, nie było szału.
Nie był to najlepszy występ kapitana. Oczywiście niczego nie zawalił, ale od Hanouska trzeba zacząć wymagać, że zacznie dawać drużynie zdecydowanie więcej. Nie może mieć miejsca w składzie za zasługi. Czech był nie był w stanie niczym zaskoczyć rywali, przyśpieszyć gry, czy zmienić jej kierunku.
“Grając w środku, a nie na skrzydle, Klimek traci kilkadziesiąt procent jakości” – powiedział podczas meczu komentator Marcin Baszczyński. I naszym zdaniem miał rację. Naturalną pozycją Klimka jest właśnie skrzydło, tam czuje się najlepiej i grając tam może dać drużynie najwięcej. Tymczasem grał w środku, szukał nieszablonowych zagrań, ale co z tego skoro nie wychodziło. I za pomysł trenera Klimek zapłacił zmianą już po godzinie.
Niby grał dobrze, ale gdy stawał przed naprawdę dobrymi szansami, to zawodził. Zupełnie nie wychodziły my strzały – albo piłka była w zasięgu bramkarza, albo uderzenia Hiszpana były po prostu zbyt słabe. To dobry piłkarz, ale nas w Mielcu jednak zawiódł.
Jego obecność w pierwszym składzie była naprawdę sporym zaskoczeniem. Gdyby Jakub Łukowski i Hilary Gong nie byli zdolni do gry, to ok, zdziwienie byłoby na pewno mniejsze. Ale obaj byli w pełni sił i gotowi. Sypek zawodził przed wypożyczeniem do Lechii Gdańsk i zawodził w samej Lechii w niższej lidze. I tym razem nie było niespodzianki. Owszem starał się, walczył, dużo biegał, próbował. Ale co z tego, skoro, jak zazwyczaj, mu nie wychodziło. Ciekawe, czy trener Daniel Myśliwiec porzuci pomysł, by wystawiać go od początku. Naszym zdaniem powinien. Im szybciej, tym lepiej.
Czy Widzew potrzebuje nowego napastnika? Jak najbardziej. Momentami pasywny, jak stare drzewo. Gdyby ruszył szybciej po podaniu Frana Alvareza w drugiej połowie, to stanąłby oko w oko z bramkarzem. Ale ruszył za późno i za wolno. Do siatki trafił ze spalonego. Był też na pozycji spalonej, gdy marnował świetną okazję w 85. minucie. I to był na dwumetrowym spalony, co go niestety jako napastnika póki co dyskwalifikuje.
Często łapany na spalonym, jakby nie nadążał za tym, co robili koledzy. Niestety miał bardzo mało dobrych zagrań, większość udanych to krótkie podania do kolegi obok. Nie udało mu się wygrać kluczowego pojedynku z rywalami i oddać strzału.
Potrzebował kilka sekund, by zaliczyć asystę, chociaż po chwili gol Imada Rondicia został anulowany. Nie było mowy o spalonym, gdy Łukowski pokonał bramkarza przepięknym mierzonym strzałem niedługo potem. W świetnym styu wywalczył też rzut wolny w doliczonym czasie gry.
Aż dziw, że taki piłkarz – zdrowy i w formie – zaczął mecz na ławce. Naprawdę Widzew może sobie na to pozwolić?
Wszedł w drugiej połowie i nie kazał długo czekać na zagranie, które dało się zapamiętać. To świetny płaski przerzut na drugie skrzydło, które otwierało drogę do bramki Hilaremu Gongowi. Majstersztyk. Później rzuciło nam się w oczy, że Niemiec nie jest demonem szybkości, ale jeśli miałby tak podawać, to można wybaczyć. Tym bardziej że on może stać, a piłka może lecieć bardzo szybko poza zasięgiem rywali i prosto do kolegi z drużyny. Czekamy jednak na więcej.
Ładne podanie do Alvareza, które Hiszpan zmarnował. Trochę mało, ale trzeba oczywiście pamiętać, że niedługo potem Widzew grał już w osłabieniu. W takich okolicznościach trudno o ofensywne popisy.
Luis da Silva i Hubert Sobol grali zbyt krótko, by ich ocenić.