Z Legią Warszawa w ogóle nie zagrał Juan Ibiza, a Rafał Gikiewicz grał z urazem. Jak poważne są ich problemy?
Widzew przegrał z Legią 2:1. Swoją robotę dobrze wykonał Rafał Gikiewicz, który obronił kilka groźnych strzałów. Przy golach nie miał większych szans. Strzały Bartosza Kapustki i Pawła Wszołka udałoby mu się obronić, gdyby miał więcej szczęścia. Przy trafieniu Kapustki piłka leciała bardzo szybko, do tego Gikiewicz był zasłonięty. Drugi gol padł z bliska. – Oglądaliśmy bramkę z nagrania zza bramki. Giki niewiele mógł zrobić, chyba że przewidywałby przyszłość i wiedział, że spadnie piłka. Do tego musiałby też mieć sprężyny w nogach. Nie ma jednak tych cech – mówił po meczu trener Daniel Myśliwiec.
CZYTAJ TEŻ: Antoni Klimek znów poza kadrą Widzewa. Dlaczego?
Zaraz po spotkaniu Gikiewicz zdradził przed kamerami Canal+ Sport, że już w tygodniu miał pewne problemy. Przypomnijmy, że tuż przed drugim golem dla Legii, bramkarz Widzewa obronił na rzut rożny strzał Rubena Vinagre, ale za chwilę złapał się za nogę i potrzebował pomocy medyków. Zapewniał, że uraz nie miał wpływu na wpuszczonego gola.
– Zdrowotnie myślę, że będzie ok. We wtorek po meczu z Górnikiem zgłaszał lekkie problemy, próbował trenować. M.in. dlatego nie zagrał w pucharze. Miał robione badania, by wykluczyć jakieś problemy. Było ok i teraz też wydaje się ok. Większym problemem są jego emocje, bo jest bardzo zły, że przegraliśmy – stwierdził trener Widzewa.
W meczu z Legią w ogóle zabrakło Juana Ibizy, czyli podstawowego stopera drużyny. Zastąpił go w pierwszym składzie Luis da Silva. Klub poinformował, że Hiszpan ma uraz mięśniowy. Myśliwiec zdradził, że w badaniach wyszło, że Ibiza jest zmęczony. – Miał bardzo wysokie markery zmęczeniowe. Może być delikatny problem z mięśniem czworogłowym. Woleliśmy dmuchać na zimne i stwierdziliśmy, że lepiej zostawić go w domu przed pucharem. Sytuacja jest dynamiczna, Nie mam 100 procent pewności, że to zaleczone. Chcieliśmy go oszczędzić. Lepiej poświęcić jeden mecz, niż miałby wypaść na kilka. Walczymy z czasem, ale podchodzę do tematu optymistycznie.
W 66. minucie na boisko na Legii wszedł Said Hamulić, jeden z głównych bohaterów meczu Pucharu Polski z Lechią Zielona Góra (gol i asysta). Przez część drugiej połowy i całą dogrywkę Bośniak grał z kontuzją. Był wycieńczony. Wcześniej jednak trener wykorzystał wszystkie zmiany. Hamulić dzielnie walczył do końca, miał nawet okazję na gola.
Myśliwiec zdradził, że po napastniku widać było duże zmęczenie. – Nie grał przez dłuższy okres, a na pewno nie 120 minut. Kilkakrotnie codziennie był u fizjoterapeutów, bo miał problemy z łydkami. Przed samym meczem znów do nich poszedł. Jego podejście zasługuje na szacunek – podkreślił Myśliwiec.