Po chaotycznym początku i kilku minutach szarpanej gry ełkaesiacy zaczęli całkiem nieźle rozgrywać piłkę w ofensywie – dosyć sprawnie operowali futbolówką, a ich akcje miały dobrą dynamikę. Najlepszą (w tej fazie meczu, a jak okazało się wkrótce, w całej pierwszej połowie) sytuację stworzyli w 15. minucie. Radaszkiewicz świetnie się zastawił, dzięki czemu zostawił za sobą pilnującego go obrońcę, wbiegł w pole karne i wycofał piłkę do dobrze ustawionego Kelechukwu. Sytuacja wyglądała naprawdę obiecująco, ale świeżo upieczony młodzieżowy reprezentant Polski nie trafił w piłkę. GKS tymczasem ograniczał się głównie do przeszkadzania łodzianom i bronieniu dostępu do własnej bramki.
ŁKS przez długi czas przeważał, ale im bliżej do przerwy, tym więcej inicjatywy mieli gospodarze. Ofensywne akcje im się jednak nie kleiły z uwagi na mnożące się błędy i niedokładności. Sprawę znacząco ułatwił im… Michał Trąbka. Dwie minuty przed gwizdkiem na przerwę GKS wykonywał rzut rożny i to właśnie pomocnik ŁKS-u wyskoczył najwyżej do dośrodkowywanej piłki. Wybił ją jednak bardzo niefortunnie – przed pole karne, wprost na nogę Rafała Figiela. Pomocnik GKS-u uderzył bez przyjęcia, a piłka pofrunęła w dolny róg bramki, omijając interweniującego Dawida Arndta. GKS zdobył bramkę do szatni dzięki swojemu pierwszemu strzałowi w meczu!
W pierwszej połowie ŁKS zafundował nam więc scenariusz, który widzieliśmy już w tym sezonie wiele razy – ełkaesiacy utrzymywali się przy piłce, momentami wyglądali naprawdę nieźle, udawało im się przenosić grę na połowie rywala, a nawet w okolice jego pola karnego. Jednocześnie nie stworzyli jednak choćby jednej naprawdę groźnej sytuacji, nie oddali celnego strzału na bramkę przeciwników. Gospodarzom z kolei mecz się nie układał, a konstruowanie akcji szło jak po grudzie, ale katowiczanie dostali od przyjezdnych wspaniały prezent, który potrafili wykorzystać.
Druga połowa zaczęła się dla piłkarzy Marcina Pogorzały w najgorszy możliwy sposób – już niecałe pół minuty po wznowieniu gry przegrywali dwoma bramkami. Wszystko za sprawą Adriana Błąda, który oddał… bardzo niecelny strzał z obrębu pola karnego. Piłka zmierzała daleko od światła bramki, ale trafiła w Macieja Dąbrowskiego, obiła się od niego i wturlała się do bramki ŁKS-u. Sytuację próbował ratować jeszcze Dawid Arndt, ale w momencie oddania strzału golkiper klubu z al. Unii był w wykroku i jego interwencja była zdecydowanie spóźniona.
Po bramce na 2:0 nie było już powrotu do obrazu gry z pierwszej połowy. GKS Katowice był teraz już znacznie śmielszy w grze ofensywnej i odważniej poczynał sobie pod bramką Dawida Arndta. Ełkaesiacy nie złożyli broni i szukali swoich szans, ale wciąż brakowało im naprawdę groźnych akcji podbramkowych. Najbardziej spektakularna była sytuacja z 67. minuty. Pirulo przejął wówczas piłkę w okolicach linii środkowej boiska, przebiegł kilka metrów w stronę bramki Zagłębia i kątem oka dostrzegł wysuniętego Dawida Kudłę. Hiszpański pomocnik ŁKS-u oddał strzał, po którym piłka przefrunęła poza zasięgiem bramkarza gospodarzy, ale ostatecznie wylądowała obok słupka.
W 72. minucie nadeszła także i wyczekiwana przez kibiców ŁKS-u stuprocentowa sytuacja na zdobycie bramki. Wypracował ją wprowadzony na boisko w 65. minucie Piotr Janczukowicz, który świetne doskoczył do ostatniego obrońcy GKS-u, Bartosza Jaroszka i odebrał mu piłkę. Były gracz Olimpii Grudziądz popędził w stronę bramki, znalazł się w sytuacji sam na sam z Dawidem Kudłą i… koncertowo ją zmarnował. Janczukowicz uderzył słabo, po ziemi, w środek bramki i golkiper gospodarzy bez trudu zatrzymał piłkę.
Już przed meczem jasne było, że szanse ŁKS-u na grę w barażach są matematyczne, ale wraz z upływem czasu nawet ta wątła, iluzoryczna perspektywa zaczynała się coraz bardziej oddalać (poza koniecznością odwrócenia wyniku w Katowicach Chrobry musiałby w końcówce strzelić Zagłębiu Sosnowiec pięć bramek). W końcówce Marcin Pogorzała dał więc szansę gry młodym zawodnikom, którzy w tym sezonie wchodzili na boisko głównie z ławki – w 74. minucie na murawie pojawili się Mieszko Lorenc i Mateusz Kowalczyk, a dziesięć minut później – Damian Nowacki.
W końcówce nie działo się wiele, a temperatura spotkania była mniej niż letnia. ŁKS skończył sezon 2021/2022 porażką. W siedmiu ostatnich meczach zdobył łącznie dwie bramki i cztery punkty. Czas zabrać się do gruntownej przebudowy drużyny i przygotowań do kolejnych pierwszoligowych rozgrywek.
GKS Katowice-ŁKS 2:0
43. Figiel
46. Błąd
GKS Katowice: Kudła – Jędrych, Repka, Jaroszek, Rogala, Kołodziejski, Figiel, Błąd (74. Karbownik), Woźniak, Szwedzik (83. Pavlas), Roginic (83. Kozłowski)
ŁKS: Arndt – Dankowski (65. Wszołek), Dąbrowski (74. Lorenc), Monsalve, Klimczak – Tosik, Trąbka (83. Nowacki), Pirulo – Moreno, Radaszkiewicz (74. Kowalczyk), Kelechukwu (65. Janczukowicz)