Przed Widzewem mecz z Radomiakiem, a za nim spotkanie z Górnikiem Zabrze przegrane 0:3. – Była sportowa złość. Od półtora miesiąca nie przegraliśmy żadnego spotkania. Ostatni raz z Lechem na wyjeździe. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ciężko będzie wygrać wszystko do końca, ale jednak to 0:3 mocniej się na nas odbiło – mówi kapitan Widzewa. – Zaraz po meczu było spore rozczarowanie. Górnik wykorzystał właściwie wszystkie okazje, jakie miał do przerwy. Po przerwie my dążyliśmy do zdobycia gola. I to był dla nas pozytywny bodziec, że dobrze zareagowaliśmy, że nie wszystko było złe. Goniliśmy wynik, chcieliśmy zdobyć kontaktowego gola, ale się nie udało. Przejęliśmy jednak inicjatywę, czuliśmy z boiska, że już inaczej to wygląda. Wynik był negatywny, ale to był najbardziej pozytywny punkt tego meczu.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa: Radomiak nie jest średniakiem
Stępiński wspomniał o dobrej serii Widzewa. Jej efektem był zresztą awans na pozycję wicelidera ligi. Czy to co wydarzyło się w Zabrzu, to był zimny prysznic? – Czasem tak jest, że taka porażka stawia do pionu i przypomina o wartościach, jakie sobie wpajaliśmy. Gdy idzie dobrze, to na pewno rzeczy, błędy, można przymknąć oko. Gdy się wygrywa, to myśli się głównie o tym, co było dobre. Każda porażka to lekcja. Tak jak w życiu wymaga wyciągnięcia wniosków – uważa Stępiński.
W niedzielę o godzinie 15 Widzew pożegna się z Sercem Łodzi i kibicami. – To przedostatni mecz w rundzie i nasz ostatni u siebie. Każdy na swoim stadionie chce wypaść dobrze i godnie się pożegnać, a to się wiąże ze zwycięstwem. I taki właśnie jest nasz cel – podkreśla Stępiński.
Nie licząc porażki z Górnikiem Widzewowi szło naprawdę dobrze i zajmuje wysokie miejsce w tabeli. Czy nie szkoda, że runda się kończy. – Jak się wygrywa, to oczywiście chciałoby się, by runda trwała jak najdłużej. Gdy są porażki, to jest odwrotnie. Chce się kończyć i popracować przez okres przygotowawczy i wrócić świeżym. U nas tak nie było, bo dobrze punktowaliśmy – mówi piłkarz.
Wydarzeniem tygodnia było powołanie do reprezentacji Słowacji Henricha Ravasa. – To dla niego pozytywny impuls. To też jednak praca sztabu trenerskiego i trenera Andrzeja Woźniaka, który z nim trenuje. To też praca zespołu, bo to sport zespołowy. Nie dalibyśmy rady bez Henia, ale on bez kolegów też – podsumował Stępiński.