ŁKS przegrał w tym sezonie już dziesięć spotkań i zamiast – jak zapowiadano w klubie – walczyć o awans do ekstraklasy, okopuje się w dolnych rejonach stanów średnich 1. ligi. Siódmej porażki u siebie ełkaesiacy doznali z wiceliderem, który jednak nie pokazał niczego nadzwyczajnego – wystarczyło tylko wykorzystać proste błędy piłkarzy ŁKS-u Łódź.
Dawno nie popełnił tak spektakularnego błędu. Przy pierwszej bramce, jakby go sparaliżowało. Widać, że sytuacja ŁKS-u źle wpływa na jego psychikę, co najlepiej widać przy wyjściach do dośrodkowań, kiedy piłka go parzyła i zamiast łapać, piąstkował.
Głównie podaje do tyłu. Nie broni, nie atakuje. Jest słaby, tak jak reszta drużyny pod wodzą Ariela Galeano. Był blisko asysty dla niecieczan, ale na jego szczęście Fasbender przestrzelił.
DRUGA PORAŻKA Z RZĘDU U SIEBIE
Dwa gole idą na jego konto. Przy pierwszym stał i patrzył jak głową strzela Kamil Zapolnik. Przy drugim też się spóźnił. Może trzeba przesunąć go do ataku, bo tam jest groźny dla rywali, a nie dla swojej drużyny…
Popełniał błędy, ale ma do tego prawo, bo pięć dni temu skończył 18 lat. Nie on odpowiada za tę porażkę.
Błysnął raz, gdy dosyć przytomnie uderzył na bramkę. Poza tym bezużyteczny w ofensywie i nie najlepszy w destrukcji.
Chyba nadal jest obrażony na szefów ŁKS-u, że nie sprzedali go zimą. Brakuje mu energii, która cechowała go w poprzednich sezonach. W meczu z Termaliką był wyjątkowo niemrawy.
Jego błąd kosztował ŁKS stratę drugiego gola i kolejną porażkę. Z meczu na mecz jest coraz gorszy.
Jeden z niewielu, którym się chciało. Zdobył gola, a w drugiej odsłonie gry, tylko on brał odpowiedzialność za grę drużyny.
Najlepszy piłkarz ŁKS-u. Praktycznie jedyny, który zagrażał przeciwnikom. Po raz kolejny dał asystę. Tym bardziej dziwne, że trener zdjął go po pierwszej połowie. Tę decyzję uzasadni tylko uraz!
On w ogóle był na boisku? Był, ale widać go było tylko pod własnym polem karnym.
Trochę się poprzepychał. I zawiódł, nie wykorzystując niezłej okazji.
Nieźle, ale nie miał z kim grać. Jedynym zawodnikiem, z którym mógłby się dogadać był Młynarczyk. Którego zmienił po pierwszej połowie…
Wszedł za Norlina i zagrał tak samo. Czyli tragicznie.
Przez chwilę próbował wnieść nieco świeżości do gry ełkaesiaków. A potem dostosował się do drużyny.
Tylko krótkie przebłyski. Efektowne, ale dały one efektów. Zmarnował kapitalną okazję na doprowadzenie do remisu.
Mateusz Wzięch – grał za krótko.