Chociaż, czy tak naprawdę w ogóle był początek…
Miał być gwiazdą nie tylko Widzewa, ale całej ligi. Wielu miało wątpliwości, czy to możliwe, inni jednak w to wierzyli. W klubie mieli nadzieję, że po prostu pomoże drużynie po odejściu Jordiego Sancheza, który – chociaż miewał gorsze okresy – w wielu meczach pomógł Widzewowi. Dzisiaj Said Hamulić nie mieści się nawet w meczowej kadrze i ijego odejście jest właściwie przesądzone.
CZYTAJ TEŻ: Raków idzie na mistrza, Widzew nie chce spadać
Nie może być zresztą inaczej. Od kiedy 24 lipca ubiegłego roku przyszedł do Widzewa, rozegrał w nim 11 meczów w lidze. Dwa razy w pierwszym składzie, w sumie na boisku był 365 minut. Gola nie strzelił. Udało się to w Pucharze Polski. W dwóch spotkaniach (180 minut) zdobył jedną bramkę. Grał tak mało nie tylko dlatego, że kolejni trenerzy nie widzieli go na boisku, ale też przez dwie kontuzje. Obie kończyły się zabiegami i rehabilitacją.
Swój ostatni występ zaliczył w wygranym przez Widzew meczu z GKS-em Katowice. Zagrał od początku, w przerwie trener Patryk Czubak go zdjął. Obecność Bośniaka w jedenastce była wtedy sporym zaskoczeniem, bo przeciwko Radomiakowi kolejkę wcześniej Hamulicia w ogóle nie było w kadrze.
– Ważne jest, by dbać o małe rzeczy, respektować zasady zespołu. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że coś może być nie tak: o czymś zapomnę, nie zrobię. Ale nie może być tak, że to się zdarza notorycznie – tłumaczył wtedy Czubak. – Zbyt dużo odczułem takich sygnałów, żeby pozwolić sobie na sytuację, w której nie będę pewny, że ktoś chce podążać z zespołem. Hamu usłyszał ode mnie dokładnie to samo. Dla mnie było bardzo ważne, by byli tu ludzie, którzy daliby się pokroić za wynik i myślę, że udało się takich wybrać.
Później musiało wydarzyć się coś pozytywnego, skoro bośniacki napastnik wyszedł w pierwszym składzie przeciwko GKS-owi. Ale jak to u Hamulicia bywa, raz jest górka, a raz jest dołek. I najwyraźniej piłkarz znów w niego wpadł.
U kolejnego nowego trenera, Żeljko Sopicia, znów każdy z piłkarzy miał czystą kartę. Dwa tygodnie treningów, sparing z Polonią Warszawa i ogłoszenie kadry na mecz ligowy z Piastem Gliwice. I brak Hamulicia w niej. – Na treningach nie wypadał dobrze. Skupiał się na sobie, a nie na drużynie. Zamiast podawać, chciał za wszelką cenę sam strzelić gola. Zamysł miał pewnie dobry, chciał za wszelką cenę pokazać się nowemu trenerowi, ale jak poszło to w zupełnie inną stronę – słyszymy w klubie.
Hamulić jest do Widzewa wypożyczony do końca sezonu z Toulouse. Klub może go oczywiście wykupić, nieoficjalnie mówi się o 700 tysiącach euro. Widzew oczywiście stać na taki wydatek, ale na pewno nie stać go na wyrzucanie pieniędzy. Hamulić nie spełnił oczekiwań sportowych. Nie pasował też do drużyny, klubu. Chcą tu napastnika, który będzie strzelał gole i wpasuje się do zespołu.
Po udanej rundzie w Stali Mielec Hamuliciowi nie wyszło we Francji, Holandii, Rosji i teraz po raz drugi w Polsce. Piłkarz ma 24 lata, więc jeszcze długa kariera przed nim. Pytanie jednak, gdzie będą go chcieli… Bo w Widzewie już nie.