Kilka dni temu zaprezentowaliśmy najładniejsze naszym zdaniem gole Widzewa w rundzie jesiennej, a także klasyfikację piłkarzy z najwyższą średnią po pierwszej części rozgrywek. Dzisiaj dalszy ciąg rozliczeń z jesienią. Tym razem nie będzie już tak sympatycznie. To lista rozczarowań.
Dajemy go na końcu listy, chociaż zdajemy sobie sprawę, że są tacy, którzy daliby go na pierwszym miejscu. W tym zestawieniu kierujemy się jednak czymś innym, nie tylko tym, czy piłkarz grał jesienią słabo. Bierzemy też pod uwagę oczekiwania, a w przypadku 21-latka nie mieliśmy ich zbyt dużych. Byliśmy w gronie tych osób, które nie rozumiały tego wypożyczenia i nie spodziewały się, że Zjawiński będzie wzmocnieniem Widzewa. I niestety wyszło na nasze, bo „Zjawa” grał po prostu słabo i wyraźnie odstawał od kolegów. Miewał lepsze momenty (co nie bardzo dobre) i wręcz fatalne, choćby w meczu z Radomiakiem, kiedy wszedł na boisko na ostatni kwadrans i sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest i w co gra. Zaliczył jesienią dziesięć występów. I tyle.
W przypadku młodzieżowca sprowadzonego z Zagłębia Lubin, a raczej z rezerw tego klubu, bo w pierwszym zespole nie miał miejsca. Grał więc w 3. lidze, a wcześniej na wypożyczeniu w Górniku Polkowice. Prezes Mateusz Dróżdż reklamował Sypka jako jeden z największych talentów Zagłębia, ale zważywszy właśnie na to, że nie miał miejsca w kadrze pierwszego zespołu, coś nam nie grało. I niestety mieliśmy rację. Dziewięć meczów i jeden gol – to jesienny dorobek 21-latka. Dajemy go ciut wyżej od Zjawińskiego, bo jest w nas jeszcze odrobinę wiary, że Sypek jednak na coś przyda się drużynie wiosną.
Pewnie znajdzie się ktoś, kogo obecność Chorwata w tym zestawieniu zaskoczy. Przecież 29-latek był bohaterem ostatniego meczu jesieni. To po jego golu w doliczonym czasie gry Widzew pokonał Koronę Kielce i zapewnił sobie miejsce na podium na przerwę zimową. Doceniamy tę bramkę Milosa, ale pamiętamy też, jak prezentował się do 91. minuty w meczu w Kielcach. Ten ostatni występ był jeszcze niezły, wcześniejsze – naszym zdaniem – słabe. A nie jest tak, że Chorwat nie dostawał szans, bo dostawał ich sporo. Wystąpił w 10 meczach, z czego w sześciu od pierwszej minuty. Zdajemy też sobie sprawę, że grał nie na swojej nominalnej pozycji prawego obrońcy czy wahadłowego, tylko po drugiej stronie boiska. Wszystko to rozumiemy, ale jednak liczyliśmy na więcej, bo Milos nie jest żółtodziobem. W przeszłości grał już m.in. we Włoszech i Portugalii, poznał też polską ligę. Od kogoś takiego powinno się wymagać więcej, ktoś taki powinien robić różnicę na boisku. I mamy dużą nadzieję, że tak będzie wiosną, bo na lewe wahadło powinien wrócić Fabio Nunes, co pozwoli przejść Chorwatowi na prawą stronę. Jesienią grał słabo, ale widać było, że ma potencjał, że może grać znacznie lepiej. Bardzo na to liczymy.
Mamy w pamięci pięknego gola, jakiego strzelił Wiśle Płock. I chyba tyle dobrego zapamiętaliśmy z jesieni. 31-latek miał występy niezłe, ale miał też mecze zupełnie przeciętne i słabe, niczym dobrym się nie wyróżnił. A przecież wiemy, że stać go na znacznie więcej. Wiosną (jeśli zostanie w Widzewie) będzie mu jeszcze trudniej, bo do gry na prawym wahadle będzie jeszcze więcej chętnych – Mato Milos powinien przejść na prawą stronę. Wyżej od Danielaka jest też Paweł Zieliński. Będzie Danielakowi naprawdę trudno przebić się do składu. I mając w pamięci, jak grał jesienią, nie będziemy żałować.
Czy nas zawiódł? Przyznamy szczerze, że nie mieliśmy wielkich oczekiwań, może tylko jakieś nadzieje. Mamy wrażenie, że najlepsze co miał do zaprezentowania już zaprezentował i to naprawdę dawno temu: w Ruchu Chorzów czy jeszcze momentami w Lechii Gdańsk. To naprawdę był kiedyś materiał nawet na reprezentanta Polski (grał w młodzieżówce), ale coś poszło nie tak. Liczyliśmy, że może po powrocie do PKO Ekstraklasy Lipski jeszcze „odpali”, że jeszcze będzie chciał pokazać, że to jest jego miejsce. Niestety nie było iskry. Zapamiętamy mu gola z Wartą Poznań strzeloną w doliczonym czasie gry. To z tych dobrych rzeczy. Więcej w pamięci mamy meczów nieudanych, w których biegał za wolno, nie strzelał, nie podawał do napastników. To była po prostu słaba jesień.
Przed sezonem wydawało nam się, że Bułgar ze Stali Mielec to będzie nowy szef defensywny Widzewa. I na to się zapowiadało, bo 27-latek zaczął rozgrywki w pierwszym składzie. Grał w nim do piątej kolejki, by wypaść ze składu. I nie było to żadnym zaskoczeniem, bo Czorbadżijski popełniał sporo błędów. I tak trener Janusz Niedźwiedź był cierpliwy. Bułgara wystawił od początku jeszcze tylko raz – w meczu Fortuna Pucharu Polski – by w przerwie zostawić go w szatni. Jeszcze przed przerwą Widzew stracił trzy gole z KKS-em Kalisz i miało to m.in. związek ze słabą grą Czorbadżijskiego. Później zagrał już tylko przez kilka minut w lidze. Bułgar z obrońcy nr 1 na początku sezonu spadł w hierarchii na ostatnie miejsce wśród defensorów. Może wiosną się odbuduje? Grać przecież potrafi.
Jest na naszej liście bardzo wysoko, bo mieliśmy ogromne oczekiwania wobec niego. Norweg ma na pewno spore umiejętności, bo to po prostu można dostrzec. Niestety ma wielki problem, by pokazać to na boisku w dłuższym okresie czasu, by regularnie grać na wysokim poziomie. Normann Hansen miał jednak problem, by wywalczyć miejsce w składzie, a bywało, że nie było go nawet w kadrze. Zaliczył jesienią dziewięć występów, w których zdobył jednego pięknego gola. Ale ani razu nie wyszedł w jedenastce. Przez całą rundę norweski skrzydłowy był na boisku ledwie przez 105 minut, a przecież przychodził ubiegłej zimy już z myślą wzmocnienia Widzewa w PKO Ekstraklasie. Martin Kreuzriegler, który przychodził do łódzkiego zespołu w tym samym czasie co Normann Hansen, „odpalił” jesienią. Może wiosna będzie należała do Norwega? Oby, bo jeśli nie, to nic już chyba z tego nie będzie.
Wspomnieliśmy na początku o oczekiwaniach, jakie mieliśmy wobec piłkarzy Widzewa. Letniowskiego umieściliśmy na pierwszym miejscu, chociaż nie uważamy, że był gorszy od Zjawińskiego, Sypka, czy jeszcze kilku innych piłkarzy, którzy na tej liście są niżej. W przypadku 24-latka zdecydowały jednak właśnie oczekiwania. Po bardzo dobrej jesieni w Fortuna 1 Lidze, późniejszych kłopotach ze zdrowiem, z którymi ostatecznie sobie poradził i po decyzji klubu o wykupieniu do z Lecha Poznań, myśleliśmy, że oto nadchodzi wielki czas Letniowskiego, już w PKO Ekstraklasie. I gdy widzieliśmy go na boisku, gdy prowadził piłkę, to czuliśmy, że potrafiłby zrobić z nią wspaniałe rzeczy: strzelić mocno i technicznie na bramkę, podać prostopadle, tak, by zaskoczyć rywala, minąć przeciwnika, czy przerzucić piłkę na drugą stronę boiska idealnie pod nogi kolegi. Ale Letniowski robił to tak rzadko, że nie możemy uznać jego jesieni za udaną. Czuliśmy, że ma duże umiejętności, ale nie widzieliśmy ich na boiskach. Możemy go więc uznać za rozczarowanie. A przecież w końcu 24-latek nie miał problemów z urazami, o czym świadczy fakt, że zagrał we wszystkich 17 meczach jesieni. Niestety nie strzelił ani jednego gola i miał tylko jedną asystę. Dla piłkarza na tej pozycji to fatalne statystyki i nic dziwnego, że w Widzewie szukają kreatywnego piłkarza zdolnego wygrywać drużynie mecze. Letniowski, mimo wielu szans i zaufania od trenerów i szefów klubu, nie był jesienią do tego zdolny.