Adam Marciniak gościł w YouTube’owym programie Łukasza Wiśniowskiego i Kuby Polkowskiego. Wychowanek ŁKS-u mówił o najmocniejszych stronach łódzkiego zespołu i kulisach fety po awansie do Ekstraklasy, ale opowiedział też kilka anegdot ze swojej bogatej kariery.
Jak informowaliśmy wcześniej [TUTAJ], ekipa Foot Trucka zjawiła się w Łodzi w zeszły weekend. Prowadzący program Łukasz Wiśniowski i Kuba Polkowski wzięli w krzyżowy ogień pytań Adama Marciniaka. Na początku rozmowy nie mogło oczywiście zabraknąć pytań o przebieg fety po awansie do PKO BP Ekstraklasy. Wychowanek ŁKS-u zdradził m.in., że… stracił podczas niej telefon, który zostawił w łazience jednej z restauracji. – Było grubo – zarówno po meczu z Arką w Gdyni, jak i tydzień później, kiedy mieliśmy oficjalną fetę w Łodzi. Można powiedzieć, że feta trwała tydzień – to było kilka dni dobrej, fajnej zabawy. Po ostatnich dwóch latach to było nam jednak bardzo potrzebne – mieliśmy tu naprawdę trudny okres, praktycznie jedno wielkie pasmo niepowodzeń. Kiedy zapewniliśmy sobie awans, czuliśmy, jakby kamień spadł nam z serca– stwierdził.
Marciniak opowiedział też o tym, czym z jego perspektywy różni się obecny ŁKS od drużyny, którą Kazimierz Moskal budował przy al. Unii w latach 2018-2020. – Myślę, że obecny ŁKS trenera Moskala jest trochę inny niż drużyna, którą zbudował tu poprzednim razem. Futbol się zmienia i trener jest na bieżąco z tymi trendami. Chyba wszyscy widzimy, że czasy klasycznej, guardiolowskiej tiki-taki z 2005 roku minęły – nawet sam Guardiola nie gra już tak, jak tych 18 lat temu. Trener Moskal nastawia zespół ofensywnie – mamy bronić się przez atak, a nie czekać na wyrok, licząc na kontry. To ma być odważny, intensywny futbol oparty na dużej liczbie skoków pressingowych, w którym drużyna wciąż musi poruszać się do przodu, w stronę bramki przeciwnika. Mamy fajną, młodą drużynę – oprócz Kowala czy Bobka, o których wspominaliście jest też choćby Piotrek Janczukowicz, który może być czarnym koniem tych rozgrywek. Czeka nas jednak trudna walka o utrzymanie. Nie nastawiam się na to, że wejdziemy z buta i porozstawiamy wszystkich po kątach – podkreślił.
Nie zabrakło też wspomnień z długiej i bogatej kariery wychowanka ŁKS-u. Marciniak opowiedział m.in. o kulisach pracy z Adamem Nawałką, którego uważa dziś za jedną z najważniejszych postaci w swoim piłkarskim życiu. – Trener Nawałka to największy boss, jakiego spotkałem w karierze. Myślę, że gdybym nie trafił wtedy na niego w Górniku, to nie zostałbym etatowym ligowcem, tylko schodziłbym coraz niżej, do coraz słabszych klubów. To człowiek, który zmienił całą moją mentalność – podejście do piłki, nawyki. Wszystko było u niego inne niż u pozostałych trenerów. Nie było ani jednej zmarnowanej sekundy – przenoszenie bramki w truchcie czy rozciąganie się podczas tłumaczenia ćwiczeń było normą. Gdy Nawałka przyszedł do Górnika, czułem, jakbym przeniósł się do innej ligi, innej piłkarskiej kultury. Pamiętam też jego pierwsze zgrupowanie w reprezentacji Polski. Zastanawiałem się wtedy, jak jego charyzma zadziała w zderzeniu z wielkimi nazwiskami, ale już na pierwszym spotkaniu przeprowadził taką odprawę o tym, czym jest reprezentacja Polski i co jest w niej ważne, że miałem łzy w oczach. Wiem, że starsi zawodnicy też szybko go kupili, rozmawiałem o tym później m.in. z Arturem Borucem – stwierdził były gracz Cracovii czy Arki Gdynia.
Stoper ŁKS-u opowiedział też historię o tym, jak grając w Zabrzu, trafił na testy do… największego klubu w Szwajcarii. – Prezesem Górnika był wtedy Ryszard Szuster, który wcześniej był agentem piłkarskim i wydaje mi się, że to właśnie on chciał mnie wcisnąć gdzieś za granicę. Któregoś dnia powiedział mi, że jadę na obóz z FC Basel – najpierw do Szwajcarii, a potem do Hiszpanii. To była fajna przygoda – potrenowałem z nimi, zagrałem sparing. Poszło całkiem nieźle, zwłaszcza w testach kondycyjnych, ale wtedy oni stosowali politykę, zgodnie z którą zatrudniali obcokrajowców tylko jeśli ci byli gotowi do gry w pierwszym składzie. Trener wziął mnie na bok i wytłumaczył, że gdybym był Szwajcarem, mógłbym trafić do drużyny jako 23. czy 24. w hierarchii, ale jako obcokrajowiec byłem po prostu za słaby – powiedział Marciniak.
Całej rozmowy pełnej piłkarskich i okołopiłkarskich anegdot można posłuchać tutaj: