ŁKS Łódź wywiesił już chyba białą flagę w walce o ekstraklasę. Potwierdził to cudem zremisowany mecz z ostatnią w tabeli Pogonią Siedlce.
Miał sporo pracy i wywiązywał się z niej nieźle. Szkoda, że pod koniec pierwszej połowy zamiast piłkę, złapał za głowę przeciwnika. Przez to Pogoń miała rzut karny. Na szczęście niewykorzystany.
Częściej w ofensywie niż w defensywie. I tu i tu tak samo nieprzydatny.
Grał obok osiemnastolatka, który debiutował na zapleczu ekstraklasy i… wyglądał na mniej doświadczonego od niego. To cud, że nie wyleciał z boiska, bo zachowywał się bardzo agresywnie. Szkoda, że duch walki ginął, gdy rywal podchodził pod pole karne.
Jedyna pozytywna postać ŁKS-u. W obronie radził sobie nieźle, do tego próbował rozgrywać piłkę. No i strzelił gola na wagę punktu. Udany debiut w dniu 18. urodzin.
To głównie jego ospałość sprawiła, że w pierwszej połowie Pogoń była częściej pod bramką ŁKS-u, niż łodzianie pod bramką siedlczan. Który to już słaby występ z rzędu?
Tak jak reszta zawodników ŁKS-u, bez chęci do gry. Na tle ostatniej drużyny pierwszej ligi wyglądał po prostu słabo.
W tym meczu trzeba było przede wszystkim walczyć, a Iwańczyk chciał błyszczeć. Nie można winić go za słabą grę zespołu, bo obok siebie miał starszych i znacznie bardziej doświadczonych kolegów.
PRZECZYTAJ TEŻ: ŁKS uratował punkt w Siedlcach
Wcześniej wydało się, że to jeden z niewielu piłkarzy ŁKS-u, którym chce się grać w piłkę. Ale stracił chęci w drodze z Łodzi do Siedlec.
Na tle Pogoni Siedlce wyglądał przyzwoicie. To tyle.
Znowu próbował zagrań pod TikToka, gdy trzeba było kopać się po kostkach z rywalami. Wniósł jednak nieco kreatywności do smutnej gry ŁKS-u.
Nie sprawdza się na skrzydle, nie sprawdza się na ataku. Za wolny, zbyt słaby technicznie. I to wszystko na tle przyszłego spadkowicza.
Co się stało z tym zawodnikiem, za którym fani ŁKS-u mieli płakać, gdy odjedzie? Miał 45 minut, by pokazać, czemu kiedyś powoływano go do reprezentacji Austrii. Oprócz jednego, w miarę udanego rajdu, nie pokazał nic.
Kolejny młody Polak jednym z lepszych piłkarzy. Przynajmniej chciał wziąć na siebie odpowiedzialność za grę ŁKS-u.
Zmarnował rzut karny. Przez resztę meczu niewidoczny.
Marko Mrvalijević, Jędrzej Zając – grali za krótko, żeby ich ocenić.