Nie sztuką jest awansować. Sztuką jest nie paść ofiarą tego awansu. ŁKS sztuka ta przerosła. Drugi raz na przestrzeni czterech lat i dwóch awansów do Ekstraklasy.
Jeszcze latem był najlepszy. W końcu drużyna pod jego wodzą zrobiła w sezonie oficjalnie uznanym w klubie za „przejściowy”, wielki awans do Ekstraklasy. Teraz jest jednak najgorszy, bo prawdopodobnie nikt nie pamięta, że awans ten był przecież z tego tytułu nieoczekiwany.
Kazimierz Moskal ofiarą własnego sukcesu? Nie byłoby w tym niczego dziwnego, takie rzeczy się bowiem zdarzają, szczególnie w polskiej piłce, gdyby nie fakt, że coś takiego już się wydarzyło. W ŁKS-ie. W sezonie 2019/20. I obecnie się powtarza.
Chcąc zbudować klub piłkarski na zdrowych fundamentach, nie zaciągając przy tym miliona długów, należy być cierpliwym. Trzeba wziąć pod uwagę, że sukces lubi nie tylko ciszę, ale i cierpliwość. Nie można efektów oczekiwać ot tak po prostu. W polskich warunkach niemożliwe? Bynajmniej. Wystarczy spojrzeć na projekty Rakowa Częstochowa czy Puszczy Niepołomice, gdzie trenerzy faktycznie od dobrych kilku lat mogą spać spokojnie, a przy okazji osiągnąć jakiś sukces – w przypadku Rakowa są to trofea, w przypadku Puszczy awans do elity, choć wcześniej największym sukcesem niepołomiczan było utrzymanie na jego zapleczu, a przy tym metodyczny rozwój piłkarzy.
Może się oczywiście zdarzyć, że sukces przyjdzie nieco wcześniej, a nawet dużo wcześniej. W ŁKS-ie doskonale wiedzą, jak to jest. Przecież cztery lata temu awansowali hurtem, bo z roku na rok od III ligi do Ekstraklasy. W poprzednim sezonie też podobno awansować udało się przedwcześnie. Miał to być bowiem sezon tylko przejściowy. Oficjalnie. Nieoficjalnie każdy pragnął wydostać się z zaplecza elity jak najszybciej. Co jest w pełni zrozumiałe.
Nikt nie zamierza bowiem winić kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego za to, że pragnęli, by ich ulubieńcy szybko wrócili na najwyższy poziom rozgrywkowy. Nikt nie może winić kibiców za to, że domagają się teraz zwolnienia trenera, który w ich mniemaniu wydaje się być głównym winowajcą obecnej degrengolady w ich klubie.
Niemniej jednak włodarze nie mogą myśleć niczym kibice. Nawet jeśli właściciel klubu jest kibicem – musi umieć trzymać ciśnienie, jeśli chce, by osiągnąć prawdziwy sukces. Bo nie sztuką jest awansować do Ekstraklasy. Sztuką jest nie paść ofiarą tego awansu. Wie coś o tym doskonale Miedź Legnica, jakiś czas temu przypomniały sobie Zagłębie Sosnowiec czy Podbeskidzie, a teraz boleśnie się o tym przekonuje ŁKS.
Wysyp boisk treningowych w Łodzi, m.in. dla Widzewa i ŁKS-u
Reklama
Kazimierz Moskal z pewnością popełnił sporo błędów, nie jest bez winy. Ale robienie z niego jedynego winowajcy, drugi raz, bo w identyczny sposób jak w sezonie 19/20 – to jest ogromny błąd. Ktoś może skontrować, że nikt nie robi z trenera jedynego winnego. Być może. Ale najprawdopodobniej tylko on ponownie za to, co się dzieje, zapłaci swoją posadą.
Może się okazać, że następca, który już czeka w blokach startowych, zbawi łodzian na tyle, że ci nagle przestaną głupio tracić bramki, a przy okazji przestaną razić nieskutecznością w sytuacjach, których i tak kreują jak na lekarstwo. Niedawno w Kielcach, a wcześniej w Poznaniu przekonali się, że nie jest to niemożliwe. Jednakże – co nie powinno nikogo dziwić – jest to równie mało prawdopodobne.
Nowy impuls może zadziałać, ale nie musi. Tak samo jak zadziałać może zatrzymanie obecnego trenera, zaufanie mu, a także, co najistotniejsze, obdarowanie go odpowiednimi narzędziami, czytaj wzmocnieniami. Bo obecna kadra ŁKS-u nie pasuje do Ekstraklasy. Można z nią zrobić awans, ale utrzymanie z takim potencjałem kadrowym należy rozpatrywać w kategoriach cudu.
Nawet jeśli indywidualnie nie są to piłkarze źli, prawdopodobnie nie pasują oni do dwóch rzeczy: Ekstraklasy i sposobu grania, który opiniować powinien Moskal. Bo jeśli faktycznie zgodził się na pracę w takich warunkach, powinien być świadom tego, co się wydarzy. A jak przekonuje, chce dalej pracować w ŁKS-ie. To albo ktoś się tutaj wybitnie nie szanuje, albo nie szanują jego.
Widzew i ŁKS zagrają w Święto Niepodległości
Reklama
Najlepszą opcją dla ŁKS-u byłoby zaakceptowanie obecnej sytuacji, a co za tym idzie – pogodzenie się z możliwością relegacji. Historia pokazuje, że nie warto działać na hura, czy to w przypadku pragnienia awansu, czy też utrzymania. Tym bardziej w sytuacji, w której klub ma ponoć powolutku wychodzić w kwestiach finansowych na prostą.
Kilka wzmocnień z pewnością się przyda, ale nic na siłę. Zrobiono awans, trzeba było odpowiednio wzmocnić kadrę na starcie przygotowań do sezonu. Jeśli teraz można uratować ligę to najlepiej w granicach rozsądku. Tak żeby nie trzeba było znów ratować klubu przed bankructwem. Lepiej spaść na zaplecze Ekstraklasy, niż zaczynać od IV ligi. Coś, co w Łodzi doskonale już przerabiali.
W idealnym świecie Kazimierz Moskal powinien mieć możliwość wypełnić swój kontrakt. Dopiero po jego wygaśnięciu należałoby się zastanowić co dalej z jego umową. Prolongować czy jednak znaleźć kogoś innego? Tak byłoby najzdrowiej. Ale pewnie tak nie będzie, bo w futbolu przecież nie ma sentymentów.
Za pierwszy awans podziękowano zwolnieniem, to i za drugi można.
Owszem można. Jednak nie trzeba.