W stosunku do Mateusza Kowalczyka, ŁKS zachował się fair. Są na to dowody.
Przy transferze Mateusza Kowalczyka do Broendby pojawiły się głosy, że zawodnik, wcale nie z własnej woli nie wystąpił w meczu z Legią. Według niektórych portali, młody pomocnik ŁKS-u został całkowicie odsunięty od drużyny, gdy zaczął negocjować z nowymi pracodawcami. Faktem jest, że reprezentant Polski nie zagrał w meczu z Legią, ale brał udział w zajęciach i nie wydaje się, by w jakikolwiek sposób, był wykluczony z zespołu.
Czytaj także: Pojedynek beniaminków. ŁKS zagra z Ruchem.
Przypomnijmy. Jako pierwsi informowaliśmy, że Górnik Zabrze nie zachowuje się fair w stosunku ŁKS-u i negocjuje z otoczeniem piłkarza, zanim jeszcze złożył oficjalną ofertę. Rozmowy z zabrzanami prowadzone były, gdy 19-latek, wraz z reprezentacją Polski przebywał na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Z tego co słyszymy, pion sportowy Górnika bardzo często dzwonił do piłkarza, by przekonać go do transferu. Nie dzwonił za to, do szefów ŁKS-u, by złożyć im odpowiednią ofertę. Chodzi o duże pieniądze, bo według naszych informacji, nawet pierwsza oferta Rakowa Częstochowa, która pojawiła się na początku okna transferowego, została odrzucona, bo finansowo nie satysfakcjonowała beniaminka.
Do gry włączyło się Broendby, które zgodziło się zapłacić, tyle ile oczekiwałby ŁKS. To kilka milionów złotych. Dopóki łódzki klub nie poinformował oficjalnie, że przyjął ofertę Duńczyków i Kowalczyk uda się na testy, młody pomocnik trenował z drużyną. Są na to dowody.