

W ostatnim meczu 2025 roku piłkarze ŁKS-u Łódź zremisowali z Wisłą Kraków. Podopieczni Grzegorza Szoki spisali się nieźle, biorąc pod uwagę, że mierzyli się z najlepszą drużyną tego sezonu. Mogą jednak czuć pewien niedosyt, bo okazje do strzelenia więcej, niż jednej bramki, były.
ŁKS Łódź przystępował do spotkania z Wisłą z odległej 12. pozycji w Betclic 1 Lidze. Wisła to oczywiście lider i zespół, który po rundzie jesiennej jedną nogą już jest w PKO Ekstraklasie. Poprzednie spotkanie tych drużyn przy Reymonta zakończyło się wygraną Białej Gwiazdy aż 5:0. ŁKS ma więc coś do udowodnienia swoim przeciwnikom.
Ostatnie spotkanie w 2025 roku było jednocześnie pierwszym meczem na Stadionie Króla, w którym ŁKS Łódź poprowadził Grzegorz Szoka. Były trener Znicza zastąpił Szymona Grabowskiego dokładnie 11 listopada.
Faworytem tego meczu była Wisła Kraków, ale to spotkanie zaczęło się rewelacyjnie dla gospodarzy. Już w 3. minucie Kōki Hinokio, który został przywrócony do składu meczowego pierwszej drużyny przez Grzegorza Szokę, wpadł w pole karne Wisły, gdzie został sfaulowany. Arbiter Gryckiewicz wskazał na 11. metr. Na boisku nie było rzecz jasna Fabiana Piaseckiego, który doznał kontuzji w poprzedniej kolejce, więc do piłki podszedł Artur Craciun. Mołdawianin nie raz już udowodnił, że potrafi świetnie wykonywać rzuty karne. W tym sezonie trafił już w starciu ze Śląskiem Wrocław. Teraz również się nie pomylił i bardzo pewnie pokonał Letkiewicza.

W kolejnych minutach to Wisła Kraków trzymała częściej piłkę w swoim posiadaniu, ale najlepszą okazję miał ŁKS Łódź. W 31. minucie Jasper Löffelsend, która ma już pięć asyst w tym sezonie, powinien zapisać na swoim koncie kolejną. Niemiec idealnie dośrodkował na głowę zupełnie niepilnowanego Mateusza Lewandowskiego, ale napastnik ŁKS-u w stuprocentowej sytuacji źle trafił w piłkę, a ta nie poleciała nawet światło bramki.

Wisła Kraków odpowiedziała w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy bardzo groźnym uderzeniem Bozicia z rzutu wolnego. Faulował Michał Mokrzycki, ale wcześniej zawalił Mateusz Kupczak, który niedokładnie podawał na własnej połowie. Na szczęście dla ŁKS-u piłka po strzale gracza Wisły nieznacznie poszybowała nad poprzeczką.
Po zmianie stron ŁKS cofnął się do obrony, a Wisła stawała się coraz groźniejsza. Goście coraz częściej znajdowali sobie miejsce do strzału w polu karnym ŁKS-u i w końcu się to gospodarzach zemściło. Biedrzycki zgrał piłkę po wrzutce Duarte do Łasickiego, a ten głową zaskoczył Jakubowskiego.
Trener Szoka zareagował od razu po stracie bramki wpuszczając na boisko Miłosza Szczepańskiego i Andreu Arasę. Z niezłej strony pokazywał się po wejściu zwłaszcza ten pierwszy, a ŁKS znów wyszedł odważniej do Wisły. Łodzianie bardzo szybko mogli odzyskać prowadzenie, ale oglądaliśmy niemal bliźniaczą sytuację z pierwszej połowy. Tym razem to Piotr Głowacki dograł idealną piłkę na głowę Hinokio, ale Japończyk skiksował tak, jak Lewandowski przed przerwą.
Gra ŁKS-u już do końca spotkania mogła się podobać. Widać było, że ełkaesiacy nie są zadowoleni z remisu i chcą strzelić zwycięską bramkę. Nie stwarzali sobie jednak dogodnych sytuacji strzeleckich. Ostatecznie ŁKS i Wisła podzieliły się punktami.
ŁKS Łódź 1:1 Wisła Kraków
1:0 – Artur Craciun 4′ (k.)
1:1 – Igor Łasicki 64′
ŁKS: Jakubowski – Löffelsend (Krykun 75′), Craciun, Rudol, Głowacki (Norlin 75′) – Wysokiński, Kupczak, Mokrzycki (Ernst 85′), Hinokio, Toma (Arasa 64′) – Lewandowski (Szczepański 65′)
Wisła: Letkiewicz – Giger, Biedrzycki, Grujcić (Łasicki 46′), Lelieveld – Duda (Nikaj 84′), Igbekeme, Duarte, Erltlhaler, Bozić (Kuziemka 66′) – Rodado
CZYTAJ TAKŻE: Targi, wystawy i stand-upy? Sport Arena ma być dla sportu