Podopieczni Wojciecha Stawowego nie zwalniają tempa. Po imponującym zwycięstwie na inaugurację w Opolu na stadion przy al. Unii przyjechał Stomil Olsztyn. Styl gry łodzian w pierwszej połowie pozostawiał wiele do życzenia. Po przerwie grali jednak z dużo większym luzem i nie pozostawili złudzeń piłkarzom ze stolicy Warmii.
Trener Stawowy ponownie nie zaskoczył z wyborem składu – wybrał żołnierzy ogranych w ekstraklasowych bojach. Czterej pozyskani przed sezonem piłkarze – Gryszkiewicz, Tosik, Nawotka i Kelechukwu znaleźli się jedynie na ławce rezerwowych.
Olsztynianie zaczęli mecz bez kompleksów. Widać było, że odrobili przedmeczową lekcję – od pierwszej minuty starali się wywierać na elkaesiakach presję przy rozegraniu, a ci pod jej wpływem niejednokrotnie się mylili.
Pierwszą groźna okazję meczu mieli jednak piłkarze z al. Unii – w siódmej minucie Ratajczyk zatańczył z piłka przy prawym narożniku boiska i odnalazł w polu karnym Corrala, jednak hiszpańskiemu napastnikowi nie udało się skierować piłki do siatki. Wraz z upływem czasu biało-czerwono-biała machina zaczynała coraz bardziej się rozkręcać. W czternastej minucie szczęścia zza szesnastego metra szukał Rozwandowicz, a dwie minuty później z obrębu szesnastki strzelał Trąbka.
Żadnej z tych sytuacji nie udało się jednak ełkaesiakom wykończyć i powoli przewaga podopiecznych Wojciecha Stawowego gasła. Biało-czerwono-biali mieli problem ze stwarzaniem klarownych sytuacji, a brak zdecydowania w ich grze coraz lepiej zaczął wykorzystywać Stomil. Nic nie zapowiadało tego, co zdarzyło sie w ostatnich dziesięciu minutach pierwszej połowy.
W 36. minucie wynik meczu otworzył Pirulo, który przebiegł całą połowę olsztyńskiej drużyny, rozgrywając ładną, dwójkową akcję z Corralem. Cztery minuty później w sytuacji sam na sam znalazł się z kolei… Maciej Dąbrowski. Środkowy obrońca ŁKS-u dla całkowitej pewności zagrał na prawo, do Macieja Wolskiego, a ten umieścił piłkę w pustej bramce.
Trener Adam Majewski starał się odmienić grę swojej drużyny, wprowadzając w przerwie Kovalonoksa i Jarosza. Niewiele to jednak dało, bowiem drugą połowę zdecydowanie lepiej rozpoczęli piłkarze ŁKS-u, którzy wyraźnie rozluźnili się po strzeleniu dwóch bramek i rozgrywali piłkę z dużo większą swobodą. W 46. minucie bliski podwyższenia wyniku był Corral. Po jego akcji arbiter podyktował rzut rożny, po którym stuprocentowe sytuacje z najmniejszej odległości marnowali kolejno Rozwandowicz, Dąbrowski i Corral. Cztery minuty później ostatni z wymienionych minął się z piłką dwa metry od bramki.
Po pierwszych piorunujących minutach drugiej połowy napór łodzian osłabł i piłkarze Stomilu kilkukrotnie próbowali wykorzystywać momenty, w których luz ełkaesiaków zmieniał się w rozluźnienie i dekoncentrację. Ełkaesiakom udało się jednak odeprzeć ich ataki i zamknąć mecz na pół godziny przed ostatnim gwizdkiem arbitra. W 63. minucie Corral wyłożył idealną piłkę Ratajczykowi, ale (przyszły piłkarz Zagłębia?) minimalnie chybił. Trzy minuty później było już 3:0. Ładną, kombinacyjną akcję ełkaesiaków zakończyło podanie Klimczaka wzdłuż linii końcowej boiska. Piłka niespiesznie minęła kilku obrońców w błękitnych koszulkach, przeszła przed nosem bramkarza Stomilu i wylądowała na nodze Corrala, który ze spokojem wykończył akcję.
W ostatnich dwudziestu minutach trener Stawowy dał szansę dwóm debiutantom – Gryszkiewiczowi i Nawotce. W 80. minucie pierwszy z wymienionych był bliski strzelenia jednej z najbardziej kuriozalnych bramek tego roku na polskich boiskach. Piłka po jego strzale odbiła się od poprzeczki, od pleców strzegącego bramki Stomilu Kudrjavcevsa i wpadła do bramki. Tomasz Marciniak odgwizdał jednak spalonego. Ełkaesiakom bez większych nerwów udało się dowieźć korzystny wynik do końca spotkania, a w doliczonym czasie gry mogli jeszcze strzelić czwartą bramkę. Serafin Szota wybił jednak głową piłkę zmierzającą do bramki po strzale Łukasza Sekulskiego.
Z pewnością, jak mówił niedawno sam trener Stawowy, ŁKS nie prezentuje jeszcze równego i optymalnego stylu gry przez całe spotkanie i wciąż miewa spore problemy ze skutecznym rozegraniem piłki, jednak bez wątpienia na początku sezonu imponuje formą i do derbów przystąpi na fali, z bilansem bramkowym 7-0.
fot. Marian Zubrzycki