Gra od początku była dosyć wyrównana – zarówno jedni, jak i drudzy mieli swoje lepsze momenty, choć trzeba przyznać, że to krakowianie stwarzali groźniejsze sytuacje pod bramką rywali. Po dwóch kwadransach gry jedna z nich przyniosła im otwierającą wynik bramkę. Młyński dośrodkował z lewego skrzydła do Jarocha, a ten świetnym strzałem z ostrego kąta pokonał Bobka.
Gospodarzom udało się podwyższyć wynik raptem sześć minut później – Ochronczuk tak nieporadnie próbował zatrzymać dryblującego w polu karnym Fernandeza, że przewrócił go i sprokurował rzut karny. Do piłki podszedł sam poszkodowany i strzelił ryzykownie, z minimalną siłą, jakby od niechcenia. Dobrze udało mu się jednak zwieść Bobka, który szybko rzucił się w przeciwległy róg i piłka zatrzepotała w siatce po raz drugi. W ciągu dziesięciu minut, które pozostały do końca pierwszej połowy ŁKS nie potrafił odmienić obrazu gry – wiślacy nie stracili koncentracji, utrzymywali mecz pod swoją kontrolą i nie pozwalali rywalom na zbyt wiele swobody.
Po przerwie na boisku zbyt wiele się nie zmieniło. Nic nie zapowiadało więc tego, co zdarzyło się w 56. minucie, gdy do siatki trafił… Nacho Monsalve, który w ostatnich meczach kilkukrotnie był już blisko zdobycia gola. Dobrze ustawiony hiszpański stoper zamienił na bramkę celne dośrodkowanie zza narożnika pola karnego. Upragniony gol wniósł w grę ŁKS-u tak potrzebne ożywienie – ełkaesiacy grali odważniej, z większą wiarą i pewnością siebie, dzięki czemu łatwiej przedostawali się pod pole karne krakowian.
Najlepszą okazję w tej fazie meczu oglądaliśmy w 68. minucie – Nelson Balongo znalazł się w sytuacji sam na sam z Mikołajem Biegańskim, lecz strzelił wprost w bramkarza Wisły. Gospodarze zrewanżowali się cztery minuty później, gdy przed stratą gola uchronił łodzian kapitalny refleks Bobka. Cissé oddał mocny strzał zmierzający w stronę okienka bramki ŁKS-u, lecz młody bramkarz sparował piłkę na słupek.
Widzieliśmy więc w typowej dla niego akcji Balongo, ale wrażenia déjà vu można było doświadczyć także w 76. minucie, za sprawą zachowania Mieskza Lorenca. Młody pomocnik zagrał piłkę wprost pod nogi piłkarzy Wisły, powtarzając swój fatalny błąd z jednego z ostatnich meczów ełkaesiaków. Krakowianie sprawnie zakończyli akcję strzałem, ale fenomenalną interwencją zatrzymał ją rozgrywający świetne zawody Bobek.
Kibice ŁKS-u przeszli w kilkadziesiąt sekund drogę od przerażenia do euforii. Chwilę po tej sytuacji sędzia podyktował rzut wolny w bezpośredniej bliskości bramki Biegańskiego, tuż przed boczną linią pola karnego. Do piłki podszedł oczywiście Pirulo, który z tej pozycji mógł uderzać lewą nogą, z rotacją dochodzącą do bramki rywali. Wracający po kontuzji Hiszpan po raz kolejny udowodnił, jak wiele znaczy dla klubu z al. Unii – posłał petardę w dalszy róg bramki, nie dając bramkarzowi Wisły szans na zatrzymanie uderzenia.
Końcówka meczu była dynamiczna, pełna zażartej walki. Oba zespoły chciały grać o pełną pulę i szukały bramki. Najlepszą okazję końcowej części gry miał ŁKS – w 86. minucie Kort świetnie przyjął piłkę w polu karnym i zagrał do znajdującego się raptem kilka metrów od bramki Biegańskiego Pirulo. Hiszpan biegł jednak tak szybko, że nie zdołał opanować futbolówki i oddać celnego strzału. Groźnie zrobiło się też w ostatnich sekundach meczu – Dankowski świetnie dośrodkował do Janczukowicza, ale napastnik nie potrafił dobrze złożyć się do strzału i na tablicy wyników pozostał remis.
Wisła: Biegański – Gruszkowski, Colley, Łasicki (84. Moltenis), Jaroch, Hugi (66. Cisse), Basha (72. Talar), Duda (66. Plewka), Fernandez, Młyński (84. Starzyński), Rodado.
ŁKS: Bobek – Dankowski, Dąbrowski, Monsalve (69. Marciniak), Tutyškinas – Lorenc, Ochronczuk (69. Janczukowicz), Kort – Biel (55. Trąbka), Radaszkiewicz (55. Balongo), Pirulo