Po sześciu kolejkach bez zwycięstwa ŁKS wreszcie pokonał rywala w I lidze. Mecz z Odrą Opole potwierdził jednak, że drużyna jest w słabej formie.
Po lodowatym prysznicu, jakim była wysoka przegrana z GKS Tychy w pierwszym ligowym meczu ŁKS w tym roku, trener Wojciech Stawowy stracił cierpliwość i dokonał zmian w składzie. Za fatalną postawę defensywy zapłacili Maciej Dąbrowski, Kamil Dankowski oraz pomocnik Jakub Tosik. Brakowało też Michała Trąbki, który przez kilka dni chorował.
Roszady przyniosły skutek, bo w pierwszej połowie chwilami widzieliśmy taką drużynę, jaka gromiła przeciwników na początku sezonu. Już w czterech pierwszych minutach dobre okazje mieli Pirulo i Adrian Klimczak. W odpowiedzi z dystansu strzelał doświadczony Arkadiusz Piech, na szczęście niecelnie. Było więc bardzo ciekawie, a ukoronowaniem dobrej gry ŁKS w ofensywie było gol zdobyty przez Piotra Janczukowicza, przesuniętego z ataku na lewą pomoc. Maciej Wolski podał do Mikkela Rygaarda, Duńczyk trafił jednak w słupek, a młody zawodnik spokojnie skierował piłkę do siatki.
Prowadzenie uspokoiło piłkarzy ŁKS. Chwilami aż za bardzo, bo Jan Sobociński dwukrotnie podał piłkę przeciwnikom. Za pierwszym razem bez konsekwencji, za drugim Piech był sam na sam z Arkadiuszem Malarzem, który uratował swoją drużynę. W tym momencie ŁKS prowadził już 2:0 po kapitalnym strzale Łukasza Sekulskiego. Najskuteczniejszy zawodnik zespołu z al. Unii Lubelskiej technicznie kopnął lewą nogą, a piłka odbiła się od słupka i wpadła w okienko.
Mecz był ciekawy, mało było tzw. piłkarskich szachów, a sporo akcji pod bramkami. Najlepszą okazję do podwyższenia wyniku miał Rygaard, który oszukał obrońcę, jednak strzelił prosto w bramkarza. Po drugiej stronie odważniej atakująca Odra też zagrażała bramce ŁKS, wykorzystując mało zdecydowane zachowanie łódzkich obrońców. Było więc lepiej, choć nie idealnie.
Po przerwie było już znacznie gorzej, bo ŁKS dał się zepchnąć przed swoją bramkę. Nie miał kto przytrzymać piłki. Rygaard popisywał się świetnymi zwodami, by po nich podać bardzo niecelnie. Odra nie jest drużyną wybitną i nie potrafiła stworzyć sobie dobrych okazji. Pomógł jej Malarz, który miał dużo czasu, by wybić piłkę podaną mu przez Carlosa Morosa Gracię. Zwlekał jednak i jak już kopnął – atakowany przez obrońcę – to pod nogi Konrada Nowaka, a jemu pozostało kopnąć do pustej bramki.
Zrobiło się bardzo nerwowo, bo ŁKS nie był w stanie przejąć inicjatywy. Zniknął Rygaard, niewiele wnosił Antonio Dominguez, a wprowadzony za Pirulo Trąbka też był mało aktywny. Chwilami ŁKS bronił się desperacko, wybijając piłkę daleko od swojej bramki. Czasami “na pałę”, jak mówi się w piłkarskim slangu. Dobrze, że zawodnicy Odry nie mają wielkich umiejętności, bo mogło być dużo gorzej.
W końcówce emocje mógł uspokoić Tomasz Nawotka. Rezerwowy zmarnował jednak kontrę dwa na jednego. W doliczonych minutach z boiska został wyrzucony Jan Sobociński, bo dostał drugą żółtą kartkę. Udało się jednak utrzymać wynik i na derby ŁKS wyjdzie jako wicelider.
ŁKS – Odra Opole 2:1 (2:0)
Bramki
1:0 – Janczukowicz (6)
2:0 – Sekulski (22)
2:1 – Nowak (62)
ŁKS: Malarz – Wolski, Moros, Sobociński, Klimczak – Rozwandowicz (82. Tosik) – Pirulo (54. Trąbka), Dominguez, Rygaard (82. Nawotka), Janczukowicz (76. Gryszkiewicz) – Sekulski (77. Ricardinho)
Żółte kartki: Janczukowicz, Sobociński
Czerwona kartka: Sobociński (90. +5) – za drugą żółtą