– Jestem góralem nizinnym – mawia zawsze mój ojciec Grzegorz wyjaśniając, jak doszło do tego, że przez lata tworzył wraz z przyjaciółmi świetnie funkcjonujący Łódzki Klub Narciarski. Po 19. miejscu łodzianki w mistrzostwach świata, nasze miasto ma szansę na częstsze skojarzenia z pięknym białym sportem.
Najczęściej piszę tu o futbolu, napisałem też w życiu tysiące znaków i spędziłem setki godzin na meczach siatkówki i koszykówki w łódzkich halach, ale dziś mam przyjemność napisać o sporcie, z którym łódzkie skojarzenie jest dla większości bardzo nieoczywiste, a dla mnie możliwe. Bo to Łódź zawsze była dla mnie miejscem narodzenia narciarskiej pasji – pasji, która została we mnie do dziś. Dziś cieszę się, że skończyłem to samo liceum, co Magda Łuczak, 19. zawodniczka świata w slalomie gigancie.
Kipiałem z emocji nie tylko dlatego, że kocham narty od dziecka – uwielbiam też historie skazywanych na porażkę outsiderów, albo ludzi, którzy robią to, co kochają, choć nie mają szans na dobry wynik. Urodzona w Łodzi Magda od kariery narciarskiej była piekielnie daleko, a jednak już ją robi. I wierzę, że może zajechać daleko i bardzo szybko.
Skaczący na nartach Eddie „Orzeł” Edwards z Wielkiej Brytanii, który marzył tylko o tym, by po każdym locie bezpiecznie wylądować. Eric Moussambani z Gwinei Równikowej, który na Igrzyskach w Sydney pierwszy raz zobaczył basen 50-metrowy i marzył tylko, by podczas walki – głownie z samym sobą – nie utopić się podczas wyścigu na 100 metrów. Tacy sportowcy działają na naszą wyobraźnię, bywają nawet swoistymi bohaterami, ale Magda marzyła o czymś więcej. Pomogła jej rodzina, bo umożliwiła treningi we Włoszech, ale wszystko zależało przecież od niej: od jej talentu, przede wszystkim tego do pracy. Na razie zrobiła pierwszy krok, ale wierzę, że będą kolejne.
I też mam male marzenie: w październiku poprowadzę panel dyskusyjny poświęcony na temat sportu podczas jubileuszu I LO im. Mikołaja Kopenika w Łodzi. Byłoby wspaniale, gdyby Magda mogła wziąć w nim udział – jeśli treningi lub zawody nie pozwolą przyjechać, to choćby dzięki łączności internetowej. „Koper” zawsze słynął z olimpijczyków, ale tych w konkursach matematycznych, chemicznych lub fizycznych, stamtąd uczniowie szkoły przy ul. Więckowskiego przywozili medale, nawet w rywalizacji światowej.
Marzenia zawsze warto mieć, gonitwa za nimi napędza przez całe życie. Nawet te małe. Ja chciałem nauczyć swoje dzieci jeździć na nartach i jeździć z dwoma szkrabami z większych gór – już mamy to za sobą – i przed sobą również oczywiście! Ojciec przypiął mi narty gdy miałem niecałe 30 miesięcy, podobnie ja zrobiłem w przypadku swojego syna i córeczki. Narty pokochali tym bardziej, że mieli więcej szczęścia niż ja – bo zamiast jeździć do zgierskiej Malinki, gdzie po opadach śniegu spotykało się na niewielkiej górce z wyciągiem typu „wyrwirączka” całe województwo, pierwsze kroki stawiać mogli w Zakopanem, a potem w Alpach. Łódź nie ma jednak co narzekać, bo po Malince nastały czasy Góry Kamieńsk i wyjątkowego ośrodka narciarskiego w środkowej Polsce.
Mój Tata ma dziś skończone 85 lat. Jeszcze kilka lat temu jeździł na całą zimę w góry, by uczyć dzieciaki sztuki narciarskiej – instruktora Grega uwielbiali zwłaszcza najmłodsi. Teraz już mu się nie chce, jak sam mówi. Nie startuje już również w zawodach skialpinistycznych, w których regularnie do niedawna zgarniał nagrody dla… najstarszego uczestnika. Ale narty kocha i sukces Magdy sprawił mu ogromną przyjemność. Takiego osiągnięcia nie miał nikt z Łódzkiego Klubu Narciarskiego, którego zresztą byłem członkiem od… pierwszego dnia po urodzeniu. Tak Tata zadziałał.
Gratulując więc Magdzie Łuczak i jej rodzicom, gratuluję również Łodzi. Gratuluję naszemu miastu ludzi, którzy pokazują, że niemożliwe nie istnieje. Którzy walczą o swoje marzenia i je spełniają.