Widzew zanotował wczoraj kolejny remis w meczu Fortuna 1 Ligi. Tym razem łodzianie podzielili się punktami z GKS-em Bełchatów, a spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0.
Mimo gry na zero z tyłu, pojawiły się głosy, że występujący w ostatnich meczach w bramce Widzewa Miłosz Mleczko nie spisywał się najlepiej. Inne zdanie na ten temat ma trener Enkeleid Dobi.
– Nie uważam tak i nie ma rozważań na ten temat. Miłosz w dwóch meczach stracił jedną bramkę i to w 93. minucie w akcji pełnej przypadku – powiedział trener Widzewa.
Golkiper zespołu z al. Piłsudskiego popełnił w starciu z GKS-em jeden bardzo poważny błąd, który mógł zakończyć się golem dla gości. Na jego szczęście jeden z rywali oddał niecelny strzał na pustą bramkę Widzewa, a sędzia za faul przed polem karnym pokazał Mleczce tylko żółtą kartkę.
– Mogłem zostać w tej sytuacji w bramce i zostawić walkę naszemu stoperowi z napastnikiem przeciwników – powiedział Mleczko na antenie Polsatu Sport.
Przypomnijmy, że Miłosz Mleczko był jednym z dwóch zawodników, u których wykryto pierwsze zakażenia koronawirusem w zespole Widzewa. Młody bramkarz wrócił już do zdrowia, ale przez kilkanaście dni nie mógł normalnie trenować, podobnie jak cały zespół.
– Nie wszyscy wiedzą, jaka była sytuacja w klubie. Przez 10 dni wszyscy byliśmy na izolacji. Po tym czasie miałem grupę, niczym zespół futsalu. Do dyspozycji miałem jedenastu piłkarzy i jednego bramkarza. Dopiero od trzech dni trenujemy razem. Tu nie chodzi o alibi, tylko o rzeczywistość. Są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przeskoczyć – skomentował trener łódzkiej drużyny.
fot. widzew.com / Wiktor Komorowski