

Grzegorz Szoka został nowym trenerem ŁKS-u Łódź. W środę po raz pierwszy spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Zdradził, że ma on plan i wizję, według której ma podążać drużyna.
Trener Szoka w skrócie przedstawił swoją wizję gry. Dla nowego szkoleniowca ŁKS-u posiadanie piłki nie jest kluczową rzeczą. Zdecydowanie bardziej zależy mu na realnym zagrożenie bramki przeciwnika.
– Nie chciałbym składać jakiś obietnic, bo nie jestem politykiem. Jestem świadomy tego, że trenera rozlicza się z każdych słów i bardzo łatwo poddaje weryfikacji. Mogę powiedzieć, że jestem trenerem, który chce grać do przodu. Posiadanie piłki nie jest dla mnie najważniejsze. Zależy mi na zdobywaniu przestrzeni, wejściach w pole karne i strzałach na bramkę przeciwnika i oczywiście na, bardzo ważnej w tej lidze, organizacji zespołu w grze defensywnej – powiedział Grzegorz Szoka.
Poznaliśmy też najważniejszy cel, jaki na najbliższe tygodnie postawił sobie trener Grzegorz Szoka. Będzie chciał, aby każdy z piłkarzy ŁKS-u Łódź prezentował się na boisku najlepiej, jak tylko potrafi. To pomoże całej drużynie wygrywać mecze.
– Wszystko polega na realizacji celów. Praca z juniorami Legii, czy w Zniczu z drużyną, która walczyła o utrzymanie, jest nieporównywalna z tym, co jest w ŁKS-ie. Zawsze są jednak postawione przed trenerem jakieś cele. Dobrze, żeby były realne. W poprzednim sezonie potrafiliśmy w Pruszkowie zbudować zespół z najmniejszym budżetem w lidze, który potrafił się spokojnie utrzymać i grać atrakcyjną piłkę. ŁKS to jest duży klub, od którego wymaga się walki o najwyższe cele – Mogę mieć jakąś wizję, ale to wszystko musi się zgadzać z tym, co potrafią zawodnicy. Muszę im wyznaczyć takie cele, żeby oni byli w stanie je realizować i wygrywać mecze – stwierdził nowy szkoleniowiec ŁKS-u Łódź – Wchodzę do tej drużyny z jasnym pomysłem na to, jak ma grać. Na ten moment najważniejsze dla mnie jest, żeby zawodnicy na boisku wyglądali na miarę swoich możliwości – dodał
Grzegorz Szoka zapytany o mocne i słabe strony ŁKS-u na podstawie wcześniejszych meczów, nie chciał za bardzo o nich dyskutować. Zdradził tylko, że chce, aby jego drużyna była bardziej stabilna.
– Oglądałem wcześniejsze mecze ŁKS-u, ale nie chciałbym mówić o tym, co mi się podobało, a co nie. Musiałbym ocenić pracę poprzedniego sztabu, żeby to zrobić, a uważam że w tej sytuacji byłoby to nie do końca etyczne. Chciałbym, żeby ten zespół był bardziej stabilny – mówił były trener Znicza Pruszków.
CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje Walery Kosyl, legenda łódzkiego i polskiego hokeja
Trener został również zapytany o pracę z młodymi zawodnikami. Odparł, że oczywiście będzie się przyglądał ich pracy i oceniał ich przydatność dla drużyny, ale chciał zaznaczyć, że na pierwszym miejscu jest wynik sportowy.
– Pierwszym celem jest wynik sportowy. Muszę to powiedzieć. Idealnie byłoby, gdyby zespół wygrywał mecz za meczem z pięcioma wychowankami w składzie. Z młodymi piłkarzami to jest jednak taka sama praca, jak ze starszymi. Będę ich oglądał na codzień, co mogą dać zespołowi na danej pozycji i szukał momentu, w którym będą mogli grać, bo przez to będą się rozwijać. Zawsze uważałem, że młodemu piłkarzowi trzeba dać trochę więcej czasu, żeby mógł zrobić postęp. Jesteśmy jednak w klubie, w którym są ogromne oczekiwania. To nie przypadek, że pracowało w nim tak wielu trenerów. To nie sprzyja temu, żeby wprowadzać zbyt wielu młodych zawodników. Nie chcę, żeby ktoś zrozumiał to w ten sposób, że nie będziemy tego robić, ale chciałbym żeby wszyscy wiedzieli z czego trener jest w pierwszej kolejności rozliczany w ŁKS-ie. Jest to wynik – powiedział Grzegorz Szoka.
Poprzednicy Grzegorza Szoki nie pracowali w ŁKS-ie zbyt długo. Trener Grabowski został zwolniony już po czterech miesiącach. Trener Galeano wytrwał zaledwie kilka spotkań, a Jakub Dziółka został zwolniony po dwóch meczach po przerwie zimowej. Nowy szkoleniowiec ŁKS-u zdaje sobie z tego sprawę, ale jest gotowy do podjęcia wyzwania.
– Różne osoby zadawały mi pytanie, czy wiem na co się piszę, bo ŁKS to klub, gdzie jest duża presja. Odpowiadałem zawsze, że po to jestem trenerem i poświęcam temu całe życie. To nie jest praca, w której idzie się na osiem godzin, a później zamyka się drzwi i żyje prywatnym życiem. Kosztuje mnie to bardzo wiele i chcę po prostu mierzyć się z taką presją – powiedział Grzegorz Szoka.