Piłkarze Widzewa Łódź przegrali u siebie 1:2 z Lechem Poznań. Widzewiacy prowadzili 1:0 po golu Bartłomieja Pawłowskiego, ale Kolejorz błyskawicznie odwrócił wynik meczu. Co po tym spotkaniu miał do powiedzenia pomocnik łodzian?
To był naprawdę dobry mecz Widzewa. Do 71. minuty. To wtedy Filipa Bednarka pokonał Bartłomiej Pawłowski, a Serce Łodzi eksplodowało z radości. Radość ta, choć była olbrzymia, nie trwała długo. Dwie minuty później do bramki Henricha Ravasa trafił Filip Marchwiński, a w 78. minucie prowadzenie drużynie mistrza Polski dał Kristoffer Velde. Czerwono-biało-czerwoni zupełnie „zgaśli” po stracie pierwszego gola. Można było odnieść wrażenie, że widzewiacy byli całkowicie zaskoczeni takim obrotem spraw. Kolejorz praktycznie nie stwarzał sobie dogodnych sytuacji. Z kolei RTS od kilku minut ciągle atakował, w końcu objął prowadzenie i nagle stracił gola wyrównującego. Czy ta stracona bramka naprawdę aż tak stłamsiła Widzew?
–Każdy stracony gol działa jakoś na zespół, na głowy piłkarzy. Ten mecz zapowiadał się z mojego punktu widzenia na pojedynek „piłkarskich szachów”. Wydawało mi się, że starcie może wygrać drużyna, która pierwsza strzeli gola. Było dużo wślizgów, dużo walki, szczególnie w pierwszej połowie. W drugiej zaczęliśmy więcej atakować, strzeliliśmy gola. W piłce nożnej trzeba wykorzystywać błędy przeciwnika. Lech dysponował dziś bardzo silną ławką. Praktycznie każdy zawodnik, który dziś u nich wchodził, gra na codzień w pierwszym składzie. To byli gracze, którzy podnieśli poziom gry i nasze błędy bezlitośnie wykorzystali. Można powiedzieć, że szkoda rezultatu, bo wydawało się ze zwycięstwo jest w zasięgu, choć mi na usta cisną się inne, dużo brzydsze słowa – powiedział Pawłowski.
ZOBACZ TAKŻE:
Trener Widzewa: „Mecz trwa 90 minut, a nie 72
Kolejna ładna porażka Widzewa. Szkoda…
W tym sezonie podopieczni Janusza Niedźwiedzia imponowali w szczególności swoją walecznością i charakterem. Niezależnie od wyniku na tablicy, piłkarze zawsze walczyli do końca o korzystny rezultat. W starciu z Kolejorzem można było odnieść wrażenie, że po stracie bramki w widzewiakach zgasł cały entuzjazm i zabrakło determinacji. Czy strzelec jedynej dla łodzian bramki zgadza się z tym stwierdzeniem?
–Biegaliśmy do końca, walczyliśmy. Trzeba oddać to, że Lech to bardzo mocna drużyna. W którymś momencie zaczęli wymieniać piłkę między sobą i przez jakieś trzy minuty nie mogliśmy jej odebrać. Widać było tą jakość, szczególnie w końcówce gdy mieli prowadzenie i nie chcieli go oddać. Nie powiedziałbym, że zabrakło determinacji, po prostu zdecydowała wyższa jakość piłkarska rywala – podsumował najlepszy strzelec Widzewa w tym sezonie.
Teraz przed beniaminkiem PKO BP Ekstraklasy przerwa reprezentacyjna. To dobra okazja do poprawienia kilku spraw, które w Widzewie nie pracują tak jak powinny. Najbliższy mecz łodzianie rozegrają 2 kwietnia w Krakowie. Zmierzą się wtedy z miejscową Cracovią.