Po 2896 dniach piłkarska ekstraklasa wróciła na stadion Widzewa. Przez osiem lat wiele się zmieniło, bo klub ma nowego właściciela, a w miejsce starego stadionu jest nowy, nazwany “Sercem Łodzi”. Nowa jest też murawa, położona już po awansie. W niedzielę rano nie wiadomo było, czy mecz zostanie rozegrany, a powodem była ulewa. Deszcz przestał padać, na boisku kałuż nie było, a piłkarze wyszli na boisko przy komplecie kibiców.
W porównaniu z meczem z Jagiellonią Białystok w zespole beniaminka nastąpiła jedna zmiana – Karola Danielaka zastąpił Piotr Zieliński. I to on miał duży udział w pierwszym po awansie golu w Sercu Łodzi… Ale pierwsza gola strzeliła Lechia. Gospodarze stracili piłkę w środku boiska, żaden ze stoperów i pomocników nie wyszedł do Macieja Gajosa, a ten przypomniał, że potrafi mocno i precyzyjnie kopnąć z dystansu. Henrik Ravas był bez szans.
Z trybun zabrzmiało “nic się nie stało” i wsparło piłkarzy Widzewa. Na efekt czekaliśmy niespełna pięć minut. Akcję zaczął Juliusz Letniowski, który długim podaniem uruchomił Zielińskiego, ten dośrodkował, a w polu karnym sfaulowany został Bartłomiej Pawłowski, a sędzia Szymon Marciniak podyktował rzut karny. Piłkę ustawił poszkodowany i strzelił trzeciego gola w tym sezonie.
Po takim początki mogło być już tylko ciekawiej. Obie drużyny grały ostrożnie, czekając na szansę do ataku. Lepiej wychodziło to łodzianom, którzy stworzyli sobie kilka szans. Nie można je nazwać stuprocentowymi, ale Michał Buchalik był w opałach. Największych w 22. minucie, kiedy po indywidualnej akcji mocno strzelił Fabio Nunes, jednak piłka trafiła w bramkarza. Później próbowali Dominik Kun i Marek Hanousek, lecz z gorszym skutkiem. Bliski powodzenia był też Pawłowski, jednak główkował nad poprzeczką.
Lechia była równie groźna i bardzo konkretna. Każde dojście do piłki Flavia Paixao zwiastowało kłopoty, zwłaszcza że kapitan gości miał dużo miejsca. Gdańszczanie najpierw próbowali ataków swoją lewą stroną, później prawą, jednak największe zagrożenie stwarzali środkiem. W 40. minucie wyszli na prowadzenie. Widzew długo nie potrafił wyjść z piłką ze swojej połowy, bronił się bardzo nerwowo. W końcu Paixao znalazł tyle miejsca, by oddać strzał, Ravas odbił piłkę w bok, ale za krótko i Łukasz Zwoliński wpakował piłkę do siatki. Szkoda, bo gospodarze wcale nie byli gorsi, ale na przerwę zeszli przegrywając 1:2.
Początek drugiej połowy był senny. Lechia nie kwapiła się do ataków, Widzew też czekał na szansę. W 54. minucie wreszcie się doczekał – Pawłowski ograł stopera, dośrodkował wzdłuż bramki, a tam był Kun, który jednak dostał piłkę niewygodną do strzału i spudłował. To był sygnał do agresywniejszej gry. Udało się nawet na kilka minut zamknąć rywali na ich połowie, lecz zabrakło celnego strzału. Dwa razy próbował najlepszy w Widzewie Pawłowski, jednak za każdym razem obrońcy blokowali piłkę.
Gdańszczanie wykorzystywali każdą okazję do zwalniania gry, wybijania łodzian z uderzenia. Celebrowali każdy rzut wolny czy aut, kradnąc nawet nie sekundy, ale wręcz minuty. Usypiali widzewiaków i przyspieszając stwarzał sobie okazje. Po uderzeniu z daleka Conrada (znów miał za dużo miejsca przed polem karnym), Ravas przerzucił piłkę nad poprzeczką.
W 69. minucie Ernest Terpiłowski dośrodkował do Jordi Sancheza, który główkował tuż obok słupka. Co się jednak odwlecze… Dwie minuty później kunszt pokazał Nunes. Dostał podanie na wolne pole i od razu płasko wrzucił w pole karne, a Sanchez tylko dostawił nogę, wprawiając 17 tys. kibiców w euforię. Gol był zasłużony, bo Widzew nie ustępował Lechii.
Lechia ma jednak w składzie Paixao, zdecydowanie najlepszego zawodnika na boisku. Gdy w końcówce wydawało się, że stracił siły, pokazał klasę, ogrywając w polu karnym Bożidara Czornobadżijskiego, dotąd najsolidniejszego z widzewskich obrońców, a akcję zakończył precyzyjnym kopnięciem w górny róg. Taki jest właśnie efekt posiadania w składzie wielkiej indywidualności.
Widzew mógł wyrównać w 90. minucie, kiedy po wrzutce Martina Kreuzrieglera strzelali z bliska Danielak i Jakub Sypek. Zwłaszcza ten drugi miał wymarzoną szansę, jednak trafił w leżącego bramkarza. W ostatniej minucie gospodarze mieli dwa rzuty rożne, w pole karne pobiegł nawet Ravas, ale nie udało się stworzyć zagrożenia.
Widzew przegrał, jednak pokazał się z bardzo dobrej strony. Nie ustępował czołowej drużynie poprzedniego sezonu. Jeśli w czymś był gorszy, to była to skuteczność.
0:1 – Gajos 5.
1:1 – Pawłowski 12.
1:2 – Zwoliński 40.
2:2 – Sanchez 71.
2:3 – Paixao 86.
Widzew: Ravas – Stępiński, Czorbadżijski, Żyro – Zieliński (62. Danielak), Hanousek, Kun (62. Sanchez), Nunes (81. Kreuziegler)- Terpiłowski (81. Sypek), Pawłowski, Letniowski (72. Shehu)
Lechia: Buchalik – Stec, Nalepa, Maloca, Pietrzak – Clemens (81. Koperski), Gajos, Tobers (85. Kubicki), Conrado n(81. Sezonienko) – Zwoliński (88. Zjawiński), Paixao (88. Biegański)
Żółte kartki: Sanchez, Shehu – Gajos, Clemens, Buchalik
Widzów: 17.202