W drugim meczu turnieju Ligi Mistrzów PGE Skra Bełchatów pokonała najsłabszy w grupie Lindemans Aalst, jednak nie przyszło im to łatwo.
We wtorek PGE Skra stoczyła zacięty mecz z ZAKSĄ Kędzierzy-Koźle. W piątym secie kilku siatkarzom zabrakło sił, stąd dominacja mistrza Polski. Dlatego zapewne trenerzy zdecydowali się posłać przeciwko Belgom, rozbitym dzień wcześniej przez Fenerbahce Stambuł, zmienników. Szybko okazało się, że był to duży błąd.
W pierwszej partii można było odnieść wrażenie, że to PGE Skra występuje w roli aspiranta, bo rywale bili ją bezkarnie. Robert Milczarek fatalnie przyjmował zagrywki, Milan Katić nie skończył żadnego ataku, a Milad Ebadipour i Bartosz Filipiak zaledwie po dwa. Efektem była żeńska, bo 33-procentowa skuteczność, lanie i wiara Belgów, że tak źle nastawionych gospodarzy można pokonać.
Trzeba było sięgnąć po tych najlepszych i choć Taylor Sander grał słabo, to Duszan Petković i Kacper Piechocki dali bardzo dobre zmiany, a Ebadipour się rozkręcił. PGE Skra wygrała trzy kolejne sety, jednak w przeciętnym stylu. Najważniejsze jest zdobycie trzech punktów, jednak kaka gra może nie wystarczyć na Fenerbahce, z którym bełchatowianie zmierzą się na zakończenie turnieju (w czwartek o godz. 18).
PGE Skra Bełchatów – Lindemans Aalst 3:1 (17:25, 25:20, 25:18, 25:20)
PGE Skra: Łomacz 2, Ebadipour 15, Bieniek 13, Filipiak 2, Katić 1, Huber 10, MIlczarek (libero) oraz Piechocki (libero), Sander 12, Petković 16, Kłos