Po dwóch setach wszystko wskazywało, że PGE Skra Bełchatów łatwo pokona Cuprum Lubin. Później jednak faworyt stanął i z trudem wygrał za trzy punkty.
Nowa drużyna PGE Skry zaczęła sezon z rywalem, który może co najwyżej marzyć o środku tabeli. Z drugiej strony bełchatowianie trenują razem od tygodnia, dlatego o zgraniu nie może być mowy. Potencjał jest jednak duży i jeśli przyjmą dobrze zagrywkę, naprawdę trudno ich zatrzymać.
Dlatego Cuprum ryzykowało przy serwach i kilka razy zmusiło faworytów do dużego wysiłku. Lubinianie celowali w Dicka Kooya, jednak on radził sobie poprawnie, a po każdym udanym odbiorze i udanej akcji, koledzy niemal podnosili go z radości. Nawet jednak przy mniej dokładnym przyjęciem bełchatowianie radzili sobie, bo mają siatkarzy doskonale spisujących się na tzw. wysokich piłkach, czyli wystawianych a nie rozegranych. Kooy i Aleksander Atanasijević radzą sobie świetnie, a Milad Ebadipour, który wrócił do siatkarskiej sylwetki, potrafi obijać blok.
W pierwszym secie Cuprum potrafiło się zerwać i przewaga PGE Skry spadła do dwóch punktów (19:17). Slobodan Kovac poprosił o przerwę i wszystko wróciło do normy. W kolejnej partii równa walka skończyła się jeszcze szybciej, a gdy na zagrywkę poszedł Kooy, gospodarze nie byli w stanie minąć bełchatowskiego bloku. Nawet gdy im się to udawało, obrona była dobrze ustawiona.
Gdyby nie kilka pomyłek w końcówce, różnica byłaby jeszcze większa. Ale statystyki robiły wrażenie: Kooy miał 75-procentową skuteczność, Atanasijević – 69-procentową, a Ebadipour o dwa procent niższy od Serba. Ale bełchatowianie postanowili zafundować kibicom trochę emocji i w trzecim secie stanęli. Cuprum najpierw miało punkt przewagi (7:6) i powiększyło ją do siedmiu (14:7). Stanęli wszyscy.
Kovac zareagował zmianami rozgrywającego i atakującego. Wydawało się, że set jest stracony, jednak w PGE Skrze był Kooy, który dokończył to, co zaczął Ebadipour. Po dwóch asach Holendra i przyjęciu na drugą stronę był remis 17:17. Cuprum zobaczyło jednak, że faworyt jest w zasięgu i wygrało partię.
Gospodarze grali bardzo dobrze, ale ich przeciwnicy stanęli. Nawet bezbłędny dotąd Kooy nie zdobywał punktów. Pojawiły się nerwy i błędy. Grzegorz Łomacz, który w dwóch setach łatwo myli blok, rozgrywał czytelnie i niedokładnie. W czwartym secie PGE Skra była już na -4 i zapachniało tie-breakiem.
Holender włączył dopalacze i zrobiło się 13:13, by za chwilę – po zacięciu się Atanasijevicia – lubinianie znów mieli trzy punkty przewagi. Wtedy okazało się, że więcej pożytku przynoszą szybujące zagrywki Łomacza niż mocne Bieńka i Atanasijevcia. Od wyniku 13:16 PGE Skra zdobyła cztery kolejne punkty (17:16). Nie grała jednak dobrze, przede wszystkim w ofensywie, w której brakowało pewniaka.
Zaciął się Kooy, nie zdobywał punktów Atanasijević, nawet środkowi mieli problemy. Doszło do zaciętej końcówki, w której ciężar gry w ataku wziął na siebie Ebadipour. Ale o minimalnym zwycięstwie zadecydowały bloki: 26. punkt zdobył Bieniek (zatrzymał Kapicę), a w ostatniej akcji Aranasijević zatrzymał Walińskiego, dzięki czemu PGE Skra wyszarpała trzy punkty.
Na najlepszego zawodnika wybrano Kooya.
Cuprum Lubin – PGE Skra Bełchatów 1:3
Sety: 22:25, 19:25, 25:22, 25:27
Cuprum: Sekita, Waliński 19, Pietraszko 7, Kapica 16, Ferenc 13, Krage 7, Szymura (libero) oraz Sas (libero), Stępień 1, Maruszczyk
PGE Skra: Łomacz, Ebadipour 15, Bieniek 12, Atanasijević 19, Kooy 14, Kłos 10, Piechocki (libero) oraz Schulz 1, Mitić
Aleksandar AtanasijevićDick KooyPGE GiEK Skra BełchatówPlusLiga