Sztab i siatkarze PGE Skry Bełchatów nie wyobrażają sobie play-offów bez nich.
PGE Skra Bełchatów przegrała pięć meczów z rzędu. W niedzielę bełchatowian pokonał Barkom Każany, beniaminek Plus Ligi. Antybohaterem drużyny z Bełchatowa po raz kolejny został Dick Kooy, który w meczu miał -64 proc. skuteczność. To nie zdarza się na tak wysokim poziomie.
Czytaj także: Wielki kryzys w PGE Skrze Bełchatów.
–To jest duży smutek, duży ból, że drużyny tutaj przyjeżdżające nie boją się. Nikt się nie boi tu przyjechać i mają po prostu duży luz. U nas widać już napięcie, że play-off ucieka, że każdy mecz jest o życie. Musimy się do tego dostosować i spróbować walczyć, bo myślę, że pierwsze dwa sety nie pokazały naszej złej siatkówki. Nie wykorzystaliśmy swoich szans – powiedział Jędrzej Gruszczyński, libero PGE Skry Bełchatów.
Nic dziwnego, bo Skra jest na jedenastym miejscu, a do ósmego LUK traci aż pięć punktów.
– Na gorąco mogę powiedzieć, że nie wykorzystaliśmy swoich szans, popełniliśmy za dużo błędów i pozwoliliśmy przeciwnikowi napędzić się, bo to pokazał pierwszy set. Ryzyko na zagrywce było za wysokie, liczba błędów spowodowała, że wszystko się odwróciło przeciwko nam . Trzeci set pokazał, że wynik nas przygniótł. Całkowicie straciliśmy na boisku pewność siebie. Gratulacje dla zespołu ze Lwowa, bo zagrali na swoim poziomie, wykorzystali nasze błędy i dlatego ten mecz tak się skończył. Nie ma innej drogi, innego sposobu myślenia, że mogłoby nas nie być w play-off. Będziemy robić wszystko, żeby się z tego ponieść i ten cel osiągnąć. Nasza gra faluje. Jesteśmy w takim momencie, że na pewno sytuacja z tyłu głowy gdzieś siedzi – dodał Radosław Kolanek, drugi trener Skry.