Zaplanowane na 30 października spotkanie 1/16 finału Pucharu Polski pomiędzy Widzewem a Legią zostało przełożone. I dobrze się stało.
Przypomnijmy, że starcie Widzewa z Legią zostało odwołane ze względu na dużą liczbę zakażonych piłkarzy w ekipie łódzkiego beniaminka Fortuna 1 Ligi. Widzew podszedł do sprawy odpowiedzialnie i po prostu przyznał, że nie jest w stanie skompletować na tyle mocnego zdrowego składu, by rozegranie spotkania z Legią miało sens.
Przełożenie spotkania z Widzewem sprawiło, że w poniedziałek 2 listopada Legia mogła na spokojnie rozegrać zaległy mecz PKO Ekstraklasy, w którym pokonała Wartę Poznań 3:0.
Jednego z goli strzelił Tomas Pekhart. Czech zagrał 74 minuty i to mimo że w przerwie poskarżył się trenerowi Michniewiczowi, że nie ma węchu. Były selekcjoner kadry do lat 21 przyznał również podczas pomeczowej konferencji prasowej, że Igor Lewczuk przystąpił do spotkania z gorączką. Później klub stanowczo sprostował te słowa, sugerując, że obrońca… miał tylko stan podgorączkowy (ok. 37 st. C).
Teraz sprawę zbada Ekstraklasa SA.
– Klub został poproszony o wyjaśnienia. Te informacje oraz inne istotne dla sprawy okoliczności będą ocenione przez Zespół Medyczny PZPN i Ekstraklasę pod kątem zgodności z procedurami medycznymi – napisano w oświadczeniu w mediach społecznościowych rozgrywek.
Czas pokaże, czy Ekstraklasa wyciągnie konsekwencje w stosunku do mistrzów Polski oraz jak na całą sprawę zareagują piłkarze Warty Poznań. Nie jest wykluczone, że przez nieodpowiedzialne zachowanie zespołu ze stolicy Polski dojdzie do kilku bądź kilkunastu zakażeń w ekipie Warty. A przecież, gdyby Legia przyjechała pod koniec października do Łodzi, na miejscu poznaniaków mogliby być widzewiacy.
fot. Marian Zubrzycki