Widzew ponownie zawiódł. Podopieczni trenera Dobiego bezbramkowo zremisowali z GKS-em Bełchatów, mając w całym meczu jedną(!) dogodną sytuację do zdobycia bramki.
O pierwszej połowie można napisać tyle, że się odbyła. Widzewiacy nieco przeważali przez premierowy kwadrans, ale na niewiele się to zdało. Podobnie, jak w meczu z Miedzią, w ciągu pierwszych 45 minut podopieczni trenera Dobiego nie byli w stanie oddać celnego strzału na bramkę rywali. Gra w zdecydowanej większości toczyła się w środkowej strefie boiska.
Piłkarze obu zespołów nie rozpieszczali oglądających, Spotkanie było pełne niedokładności oraz prostych błędów zarówno ze strony gości, jak i gospodarzy.
Druga połowa zaczęła się od doskonałej sytuacji dla łódzkiej ekipy. Podanie Michalskiego wzdłuż bramki do niepilnowanego Prochownika w ostatniej chwili przeciął jednak Lenarcik, który tym samym uratował swój zespół przed stratą gola.
Później piłkarze obu drużyn powrócili do tego, co prezentowali w pierwszej odsłonie meczu. Piłka częściej niż po murawie latała w powietrzu nad głowami zawodników.
Szanse na zdobycie gola w 65. minucie miał co prawda Robak, ale jego strzał zza pola karnego był za lekki i bez problemów piłkę złapał bramkarz GKS-u. W odpowiedzi bełchatowianie próbowali wykorzystać błąd przy wyprowadzeniu piłki Miłosza Mleczki, który chcąc go naprawić wybiegł daleko poza pole karne i sfaulował przy tym rywala. Bełchatowianie nie wykorzystali tego błędu, a bramkarz Widzewa obejrzał za przewinienie żółtą kartkę.
PIłkę meczową w 91. minucie meczu zmarnowali do spółki Ojamaa i Kun. Najpierw płaskie uderzenie Estończyka z najwyższym trudem obronił Lenarcik, a dobitka Dominika Kuna była niecelna i zamiast cieszyć się z prowadzenia, widzewiacy łapali się za głowy, żałując niewykorzystanej okazji.
Mecz walki zakończył się bezbramkowym remisem. Starcie z GKS-em było kolejnym starciem w wykonaniu widzewiaków, które oglądało się bardzo ciężko. Widzew się męczył i stworzył niewiele sytuacji.
fot. Marian Zubrzycki