Widzew nawiedziła plaga kontuzji. Kibice zastanawiają się, czy to przez złe treningi. Ale trener Janusz Niedźwiedź stanowczo odpowiada.
Kontuzje to ostatnio jeden z głównych tematów rozmów o Widzewie, bo w ostatnich dniach z kadry wypadło dwóch bardzo ważnych dla drużyny piłkarzy. Daniel Tanżyna był podstawowym obrońcą Widzewa i przede wszystkim jego kapitanem. Z kolei Jakub Wrąbel to jeden z najsilniejszych punktów zespołu. Jego interwencje uratowały mu w tym sezonie wiele punktów.
Obaj nie zagrają już w tym i kontuzji obu właściwie nikt się nie spodziewał, chociaż o problemach Tanżyny w klubie wiedzieli. – Już osiem miesięcy temu wiedzieliśmy o jego problemie z plecami – twierdzi trener Janusz Niedźwiedź. – Daniel włożył wiele pracy w rehabilitację. Wzmacniał kręgosłup, także zimą. Mieliśmy z tyłu głowy, że coś się może stać, ale było dla nas dużym zaskoczeniem, że stało się to teraz. Po meczu ze Stomilem zszedł z boiska o własnych siłach. Po dwóch dniach pojawił się jednak ból nie do zniesienia i badanie pokazało, że jest duży problem. To nie jest jednak na pewno kwestia treningów czy przeciążeń. Daniel grał przez całą rundę i nic nie wskazywało na to, że coś tak złego się wydarzy.
Kontuzja Wrąbla to już czysty przypadek. Bramkarz Widzewa wyskoczył do piłki i lądując na murawie wygiął stopę. „Poszło” ścięgno Achillesa. Zarówno w jego przypadku, jak i Tanżyny, potrzebna jest operacja, a potem długa rehabilitacja. O przeciążeniu w przypadku Wrąbla też nie może być mowy, bo przecież bramkarze trenują inaczej, niż gracze z pola. Po prostu pech, a dla Widzewa wielki problem.
To jednak nie są pierwsi piłkarze w łódzkiej drużynie, którzy mają problemy ze zdrowiem. O Juliuszu Letniowskim i jego przypadłości napisaliśmy już chyba wszystko. 23-latek w końcu przeszedł operację i jeszcze w tym sezonie może pomóc drużynie. Trzeba cierpliwie czekać.
Na początku przygotowań urazu doznał Mateusz Michalski. Ale i w tym przypadku nie chodzi o przeciążenia, czy złe treningi. To uraz mechaniczny. Podczas sparingu z Siarką Tarnobrzeg Michalskiego kopnął rywal. Właśnie stąd ta kontuzja, która na szczęście już jest historią. Widzewiak wrócił na boisko w niedzielę.
Jeszcze większego pecha miał Tomasz Dejewski, który cały czas trenuje indywidualnie. Trener Niedźwiedź zdradził, jak obrońca Widzewa dorobił się swojego urazu. – To było jeszcze podczas zimowej przerwy. Tomek poszedł pobiegać. Spadł śnieg, było ślisko i noga mu „uciekła”. W ten sposób naderwał ścięgno. Liczyliśmy, że wróci szybciej, ale jego przerwa się przedłużyła – wyjaśnił.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa: To moment, by przypomnieć wszystkim, o co walczymy
Do tej listy dodać trzeba jeszcze młodych piłkarzy: Filipa Zawadzkiego i Adama Dębińskiego. Ten pierwszy ma już kontuzję za sobą. W weekend zagrał w meczu rezerw. Z kolei Dębiński w tym sezonie już nie wyjdzie na boisko.
W meczu z Górnikiem Polkowice nie zagrał Fabio Nunes. On nabawił się urazu mięśniowego. Jak wyjaśnia Niedźwiedź, teoretycznie Portugalczyk mógłby pojechać do Głogowa, ale po treningach zgłaszał pewien dyskomfort. – Nie chcieliśmy zabierać piłkarza, który nie jest gotowy w 100-procentach – mówi trener. I dodaje, że takie urazy czasem się zdarzają. – Fabio naciągnął mięsień, ale już do nas wraca i powinien być gotowy na kolejny mecz – twierdzi. Jak stanowczo zapewnia, urazy w Widzewie nie są wynikiem złych treningów.