PGE Skra Bełchatów prowadziła z Zaksą Kędzierzyn-Koźle 2:0, jednak nie zdołała utrzymać poziomu i przegrała kolejne trzy sety.
Mecz potentatów zaczął się pomyślnie dla gości, którzy prowadzili już 6:3. Kędzierzynianie mocno serwowali, celując w Dicka Kooya, teoretycznie najsłabsze ogniwo w przyjęciu PGE Skry. Bełchatowianie szybko jednak odrobili straty i później gra była już równa. W ZAKSIE świetnie grał Łukasz Kaczmarek, a po przeciwnej stronie błyszczał Kooy, wspierany przez Milada Ebadipoura. Słabo zaczął Aleksandar Atanasijević, rzadko wykorzystywany w ataku przez Grzegorza Łomacza.
Mecz stał na wysokim poziomie i o sukcesie decydowały niuanse. Przy prowadzenie ZAKSY 19:18 punkt zdobył atakiem Mateusz Bieniek, po czym poszedł serwować i dołożył dwa kolejne – po asach (21:19). Wydawało się, że PGE Skra nie wypuści szansy, jednak wtedy moc w zagrywce pokazał Norbert Huber, były gracz bełchatowskiego klubu. Goście wyszli Kaczmarek był nie do zatrzymania w ataku i jego zespół wyszedł na prowadzenie 24:22, co oznaczało dwa setbole dla ZAKSY. Pierwszy obronił Atanasijević, a następnie w ataku pomylił się Aleksander Śliwka. Kooy popisał się asem, a w ostatniej akcji Kacper Piechocki popisał się obroną, a Atanasijević sforsował potrójny blok.
Emocje były ogromne, a poziom bardzo wysoki. W drugim secie nie udało się go utrzymać. PGE Skra miała inicjatywę, jednak nie utrzymała poziomu w ataku. Najpierw trzypunktowe prowadzenie straciła po dwóch pomyłkach Ebadipoura w ataku. Problemem była niska skuteczność w kontratakach, których było dużo, gdyż bełchatowianie doskonale bronili. Najgorsze, że nie był to blok, a uderzenia w aut.
Łomacz rzadko wykorzystywał Atanasijevicia, a Kooy w końcu musiał się pomylić, zwłaszcza, że naprzeciwko miał najczęściej potrójny blok. ZAKSA była w nim zdecydowanie lepsza. Tym razem to ona odrobiła w końcówce straty, a po asie Śliwki na Ebadipourze wygrywała 23:22. Po chwili jednak w aut uderzył Kamil Semeniuk i to PGE Skra miała setbole:. Wydawało się, że nie da rady. Kooy dwa razy miał piłkę na zamknięcie partii, w tym raz z piłki przechodzącej, ale nie miał szczęścia. Dopiero za piątym razem się powiodło, a decydujący punkt gospodarze zdobyli blokiem, zatrzymując Śliwkę. Był to dopiero drugi skuteczny blok w tym meczu, przy aż ośmiu ZAKSY. Na pewno do tego momentu najważniejszy.
Drużyna z Bełchatowa nie utrzymała jednak poziomu. Kooy nie jest młodzieńcem i eksploatowany niemiłosiernie przez swojego rozgrywającego, a także ostrzeliwany serwami przez rywali, zaczął tracić siły. Holender miał też niewielkie wsparcie u Ebadipoura, słabego zarówno w ataku, jak i – co jest zaskakujące – w przyjęciu. Rozkręcał się Atanasijević, jednak zdecydowanie za rzadko był wykorzystywany.
Gdy ZAKSA ustabilizowała przyjęcie zagrywki, osiągnęła przewagę. Nie do zatrzymania był Kaczmarek, dla którego nie było złych piłek. Inna sprawa, że blok PGE Skry nie istniał. Doszło do tie-breaka, w którym dominowała już drużyna z Kędzierzyna-Koźla. Bełchatowian stać było tylko na pojedyncze zrywy, ale nie byli w stanie zatrzymać lidera PlusLigi, który ma na koncie komplet zwycięstw. Goście zatrzymali blokiem aż 19 ataków zawodników z Bełchatowa, a sami pozwolili się zablokować tylko pięciokrotnie.
PGE Skra pokazała, że ma potencjał, jednak nie jest w stanie utrzymać wysokiego poziomu. O ile w spotkaniach z Indykpolem AZS Olsztyn czy Stalą Nysa udało się jeszcze odnieść zwycięstwo, to na ZAKSĘ było za mało. W następnej kolejce bełchatowianie zagrają na wyjeździe z Projektem Warszawa.
PGE Skra Bełchatów – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 2:3
Sety: 26:24, 29:27, 23:25, 19:25, 12:15
PGE Skra: Łomacz 1, Ebadipour 10, Bieniek 15, Atanasijević 21, Kooy 19, Kłos 11, Piechocki (libero) oraz Taht, Schulz, Sawicki
ZAKSA: Janusz 3, Śliwka 15, Rejno 8, Kaczmarek 29, Semeniuk 20, Huber 13, Shoji (libero) oraz Kluth 1, Żaliński