

Jakkolwiek zabrzmi to po kompromitacji Widzewa w Lubinie, wydaje się, że drużyna idzie w dobrym kierunku. Igor Jovićević zna się na swojej robocie. Z Widzewa trzeba tylko przepędzić złe duchy, tj. wyrzucić z niej piłkarzy, którzy najwyraźniej lubią, jak ktoś spuści im lanie.
Trudno nie nazwać tego, co wydarzyło się w sobotnie popołudnie kompromitacją. Nie powinno do tego dojść. Wiadomo, że w piłce nożnej wiele potrafi zmienić się w ciągu nawet kilku sekund, ale i tak widzewiacy nie powinni tego meczu przegrać. Na błędach trzeba się uczyć, wyciągać wnioski. Zresztą trenerzy i piłkarze uwielbiają o tym mówić. “Przeanalizujemy ten mecz i wyciągniemy wnioski” – mówią często po porażkach.
Takich meczów Widzew miał w tym sezonie wiele. Najszybciej do głowy przychodzi spotkanie w Białymstoku, gdzie prowadził do 90. minuty i mimo to nie zdobył nawet punktu. W końcówkach meczów przegrał z Górnikiem Zabrze, Pogonią Szczecin, Rakowem Częstochowa i Lechią Gdańsk. Materiału do nauki na błędach i wyciągania wniosków było wyjątkowo dużo. A mimo to i w Lubinie czerwono-biało-czerwoni dali się pokonać, chociaż do 85, minuty prowadzili! To była kompromitacja!
Graj na czas, wybijaj piłkę “na pałę”, jak najdalej od swojej bramki, trzymaj ją jak najbliżej pola karnego rywali, leć do narożnika, jeśli jest taka potrzeba. Wytrzymaj te 5, czy 10 minut. Albo – to już dla lepszych drużyn z lepszymi piłkarzami w składzie – po prostu graj w piłkę, wymieniaj jak najwięcej podań, by rywale za nią biegali. Gdy ty masz piłkę, nie ma jej przeciwnik. Widzewiacy powinni dowieźć korzystny wynik (niech już będzie przynajmniej remis!) do końca. Nie dowieźli co trzeba uznać – to mocne słowa – za “frajerstwo”. Ile jeszcze?
Tym bardziej że wszystko zaczynało wyglądać coraz lepiej. Widzew wygrał dwa kolejne mecze, nie stracił w nich bramki. I w Lubinie rozgrywał najlepszy mecz za kadencji Igora Jovićevicia. – Realizowaliśmy plan na mecz, graliśmy dobrze, również pod względem indywidualnym. Musimy jednak pamiętać, że spotkanie trwa 95 minut, trzeba grać od pierwszej do ostatniej i finiszować tak, żeby zdobyć punkty. Zagłębie nie prezentowało niczego kombinacyjnego, grało bezpośrednio, wykorzystało przewagę wzrostu i wytworzyło przewagę w naszych szeregach obronnych – mówił Jovićević.
Czy można się czepiać trenera po tym meczu? Wszystko zawaliło się po tym, jak przeprowadził zmiany? Ale czy miał ich nie robić? Piłkarze byli zmęczeni, na ławce byli gracze o naprawdę sporych umiejętnościach. Wydaje się, że te zmiany były jak najbardziej zrozumiałe. Przecież na boisko weszli m.in. Fran Alvarez i Mariusz Fornalczyk, czyli zawodnicy, którzy potrafią przetrzymać piłkę daleko od swojej bramki, holować ją na połowie rywali w ten sposób odsuwając niebezpieczeństwo. Zamysł, plan trenera, był więc dobry. To nie jego wina, że zawalili wykonawcy.
Jest w tej drużynie jakiś duch, którego trzeba z niej zimą wypędzić. Ten zespół nie ma charakteru zwycięzcy. W decydujących momentach daje się stłamsić i podporządkować rywalom, robić to, co on chce. Nawet, jeśli piłkarsko – jak w sobotę w Lubinie – jest gorszy.
CZYTAJ TEŻ: Gdzie się podział widzewski charakter? Porażająca statystyka
Zima będzie w Widzewie nerwowa. Celem numer jeden będzie utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. Dlatego konieczne będą zmiany. Część zawodników – nawet, jeśli w drużynie są od dawna – trzeba odsunąć od składu i wrzucić do niego piłkarzy z charakterem, graczy inteligentnych. Bo dzisiaj Widzew tworzy zespół, któremu boiskowej inteligencji po prostu brakuje. To drużyna masochistów, których biją, a co nie robią nic, by to zmienić.
Końcówka rundy miała zrekompensować kibicom słabe rozgrywki. I było blisko, by tak się stało. Skończyło się jednak fatalnie. Z tych trzech, może czterech ostatnich meczów, dowiedzieliśmy się jednak przynajmniej tego, że Jovićević potrafi prowadzić zespół, że idzie w dobrym kierunku. To chyba jedyny pozytyw tej rundy i na tym trzeba budować.