Widzew ma na kontraktach sześciu bramkarzy, ale obsada bramki to jeden z najpoważniejszych problemów łódzkiej drużyny. Dowodów mamy aż nadto. W zespole jest teraz trzech golkiperów, którzy są w dołku.
Widzew przegrał w niedzielę z Górnikiem Zabrze 2:3. Zawiodło wielu piłkarzy, chociaż najbardziej zawiodła drużyna jako całość. Zespół buduje się jednak od tyłu. Posiadanie bramkarza, który da jej spokój i będzie wyciągał ją z kłopotów, to niezwykle ważna rzecz. Nie byłoby np. awansu do PKO BP Ekstraklasy, gdyby nie Henrich Ravas, a wcześniej Jakub Wrąbel. Obaj wielokrotnie ratowali Widzewa nawet w sytuacjach beznadziejnych. Ale przede wszystkim po prostu robili swoje. Chociaż drobne błędy oczywiście im się zdarzały, to jednak bronili te strzały, które obronić powinni, nie podawali piłki przeciwnikom, nie zawalali. A czasem wchodzili w rolę Supermanów.
Widzew ma z tym od dawna duży problem. W poprzednim sezonie pewne miejsce w bramce miał Rafał Gikiewicz. Bywały mecze, że bronił bardzo dobrze, ale zdarzały mu się też tragiczne wpadki, przez które drużyna przegrywała.
Doświadczony bramkarz zaczął też nowy sezon, ale że w klubie wiedzieli już, że Gikiewicz nie gwarantuje spokoju w tyłach, to sprowadzili Macieja Kikolskiego. To młody bramkarz, ale już z pewnym doświadczeniem. Zanim został widzewiakiem, rozegrał trzy pełne sezonu na szczeblu seniorskim: w drugiej i pierwszej lidze i w końcu w ekstraklasie w barwach Radomiaka. Decyzja o jego zakontraktowaniu wydawała się jak najbardziej słuszna.
Ligę Widzew zaczął z Gikiewiczem w bramce, ale po drugiej kolejce Żeljko Sopić posadził go na ławce i wstawił do niej Kikolskiego. Było to po wpadkach Gikiego w meczu z Jagiellonią Białystok. 37-latek przyjął to źle, zastanawiał się nawet nad odejściem. Ostatecznie został, ale w hierarchii bramkarzy spadł na trzecie, a może i czwarte miejsce. Bo w kadrze oprócz niego i Kikolskiego są jeszcze Veljko Ilić, którego Widzew sprowadził tuż przed końcem okna, a także Antoni Błocki i Jan Krzywański. Nie ma już sensu liczyć Mikołaja Biegańskiego, który wciąż jest na kontrakcie, ale nawet nie trenuje z zespołem.
Gikiewicz spadł więc na pewno nie tylko za Kikolskiego, ale też Ilicia i pewnie Krzywańskiego.
W pięciu kolejnych meczach bronił Kikolski. 21-latek spisywał się dobrze, chociaż szału nie było. Nikt się nie zachwycał, ale można stwierdzić, że Kikolski rósł z każdym meczem, nabierał pewności. Aż w meczu z Lechem Poznań zawalił jednego gola, gdy nie trafił w piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Widzew ten mecz przegrał. Po nim zakontraktowano Serba Ilicia i ten niemal z samolotu wszedł do bramki łódzkiej drużyny.
Zaczął od czystego kąta w meczu z Arką Gdynia. W niedzielę zawalił mecz z Górnikiem Zabrze. Źle zachował się przy pierwszym golu, a przy trzecim właściwie wbił już sobie piłkę do bramki. To był katastrofalny błąd niegodny bramkarza z tego poziomu, a przecież Ilić to dodatkowo reprezentant Serbii.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w Widzewie robią to nie tak, jak trzeba. Mają bowiem dwóch bramkarzy, którzy mają prawo czuć się źle, być może nawet obrażeni. Gikiewicz i Kikolski mówiąc kolokwialnie dostali w “łeb”. Zamiast zbudować tego drugiego, już po pierwszym błędzie został ukarany posadzeniem na ławce. Sprowadzając Ilicia i w dodatku to jemu oddając miejsce w bramce, w Widzewie pokazali Kikolskiemu, że jest za słaby.
Teraz gdy Serb zawalił, w kadrze jest trzech bramkarzy, którzy są w dołku.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto jest za to odpowiedzialny. Czy Mindaugas Nikolicius, dyrektor sportowy Widzewa, który sprowadził najpierw jednego, a potem kolejnego bramkarza. Czy może trener Andrzej Woźniak, który pracuje z nimi na co dzień, czy może jednak Patryk Czubak, który podejmuje ostateczną decyzję co do składu na następny mecz. Coś na pewno poszło nie tak. A można było to poprowadzić inaczej, czego dobrym przykładem jest FC Barcelona, gdzie jest trzech bramkarzy klasy światowej. Obrażony jest Ter Stegen, bez szans na grę. Ale Wojciech Szczęsny, który usiadł na ławce, jest z tym pogodzony, a wręcz rozumie swoją sytuację. Broni nowy Joan Garcia, który wie, że jest nr 1.
W środę Widzew gra w Pucharze Polski z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Obstawiamy, że między słupkami stanie Kikolski. To inne rozgrywki, w wielu klubach stosują rotację w bramce. Co będzie, jeśli 21-latek zostanie bohaterem? Czy zagra też w niedzielę z Rakowem Częstochowa w lidze? On po błędzie w meczu z Lechem został ukarany, Ilic popełnił ich więcej w spotkaniu z Górnikiem. Jemu ujdzie to na sucho? Jemu w klubie wybaczą?
Prawda jest taka, że w Widzewie sami stworzyli sobie problem i naprawdę nie będzie łatwo go rozwiązać.