W trzeciej serii popularnego serialu komediowego „Przyjaciele” jedna z głównych bohaterek, Monica Geller (Courteney Cox), spotyka się z Pete’m Beckerem (Jon Favreau). Pete to miliarder, który odniósł sukces w biznesie dzięki stworzeniu programu komputerowego Moss 865. Ciepły i sympatyczny człowiek. Lubiany przez paczkę przyjaciół, którzy zdają sobie sprawę, że nie jest łatwo być bogatym, bo „jak się jest miliarderem, to trudno spostrzec, czy ludzie są z tobą dla ciebie, czy dla twoich pieniędzy”. To trafne spostrzeżenie, o czym przekonało się już wielu biznesmenów. Także w środowisku piłkarskim i o tym również musi pamiętać Robert Dobrzycki, właściciel Widzewa.
PRZECZYTAJ: Początek nowego sezonu – Widzewa zderzenie z rzeczywistością
Sukces i ogromny majątek sprawiły, że Pete może sobie pozwolić na kaprysy. Ba, jest w stanie nawet zostawić napiwek w postaci kuponu na Porsche. Wraz z majątkiem zyskał też coś więcej: przekonanie, że czym by się nie zajął, jest skazany na kolejny sukces. Jest fanem mieszanych sztuk walki i postanawia zostać mistrzem Ultimate Fighting Championship (UFC). Kupuje oktagon, zatrudnia trenera i zaczyna ćwiczyć. Problem polega na tym, że Pete nie ma warunków fizycznych, ani umiejętności. Łatwo się domyśleć, że nie jest w stanie nadrobić zaległości i zostaje w pierwszej walce mocno pobity. To jednak go nie zraża, a sam zarzeka się, że w biznesie też na początku mu nie szło. Szybko organizuje kolejną walkę, a ta kończy się jeszcze większym laniem. Pete, będąc cały w gipsie, dalej uparcie twierdzi, że zostanie mistrzem, bo odniósł przecież sukces w biznesie.
Nie wiemy, czy tym mistrzem został, bo Monica, która już nie może na to patrzeć, zrywa z nim i wątek nie jest kontynuowany. Można się domyślać, że raczej nie.
Właściciel Widzewa osiągnął duży sukces w biznesie, a teraz próbuje swoich sił w sporcie. Trochę w innej roli, ale jednak. Też odczuł już pierwsze rany, ale mam nadzieję, że będzie równie uparty i konsekwentny, lecz bardziej skuteczny. Piłka jest niewdzięczna, dlatego jestem przekonany, że tych ran będzie dużo więcej. Główny akcjonariusz Widzewa musi pamiętać, że kluby piłkarskie różnią się od organizacji biznesowych, z którymi miał dotychczas do czynienia. Wielu ludzi, którzy odnieśli wcześniej sukces w biznesie, przekonało się o tym boleśnie. W Anglii Newcastle United Mike’a Ashleya, mimo ogromnych możliwości finansowych, dwukrotnie spadał z Premier League, a w Hiszpanii singapurski miliarder Peter Lim nie radzi sobie jako właściciel Valencia CF. Takich przykładów było i jest więcej. Także w Polsce.
Sport, a w szczególności piłka nożna, jest mniej programowalny. Pete Becker chciał być mistrzem, ale to za mało. W piłce nożnej też chęci nie wystarczą. Jest tu dużo więcej zmiennych niż w biznesie, spośród których wiele jest poza kontrolą zarządzających.
Można mieć wszystko zaplanowane, wszystko rozpisane, a i tak o sukcesie lub jego braku może zadecydować czynnik losowy, jak błędna decyzja sędziego, kontuzja, strzał w słupek, czy niewłaściwe ustawienie zawodnika na boisku, któremu może zabraknąć centymetrów, by zablokować strzał w decydującym momencie meczu. To może w efekcie spowodować efekt domina. Rozregulować klub na dłuższy czas i utrudnić osiąganie celów. Reguła 70 (pieniądze) – 20 (strategia i decyzje sportowo-zarządcze oraz kwalifikacje menedżerów z pionów sportowych i pozasportowych) – 10 (czynnik losowy) w długim okresie się sprawdza i jest receptą na sukces. Wspominał o niej w wywiadzie dla „Łódzkiego Sportu” Tomasz Wichniarek. Niestety, tylko około dziewięćdziesiąt procent w tej koncepcji pozostaje pod kontrolą. Dla biznesmenów wchodzących do piłki w pełni czytelne jest tylko siedemdziesiąt. A ci którzy sukcesu nie odnieśli, przegrali głównie przez pozostałe trzydzieści. O tym musi pamiętać Robert Dobrzycki i piłkę poznawać od nowa. Jak biznes, w którym kiedyś zaczynał.
W piłce nożnej czynników ryzyka jest więcej. Są też nim ludzie, z pionu sportowego, jak i spoza niego, również trenerzy i piłkarze. Także kibice i ich emocje, które bywają destrukcyjne i utrudniają powrót drużyny na właściwe tory. Choć kibicom okazywania emocji zabronić nie można, bo na emocjach opiera się piłka nożna. One będą zawsze. Pozytywne i negatywne. Czasem budujące, czasem rujnujące. Zazwyczaj skrajne. To też kolejna różnica w stosunku do innych biznesów Roberta Dobrzyckiego, gdzie w takim stopniu i na tę skalę ich nie ma.
W klubie piłkarskim odpowiedni dobór ludzi jest kluczowy. To trudne zadanie. Nie wszyscy menedżerowie mający doświadczenie w biznesie radzą sobie w klubach piłkarskich. Co więcej, pozytywne wyniki w jednym klubie, nie muszą gwarantować takich samych w innym. Dotyczy to też zawodników. Dodatkowo, w tak emocjonalnych organizacjach, ludzie się wypalają. Wszystko z czasem się zmienia. Czasem dobór się udaje, jak obecnie w Jagiellonii Białystok, innym razem nie. Zbigniew Jakubas, właściciel Motoru Lublin, w czasie wystąpienia na kongresie Stowarzyszenia Sport-Biznes-Polska powiedział, że przejmując klub oparł się na ludziach związanych z Legią Warszawa. Myślał, że będzie to gwarancja sukcesu. Pomylił się. Skończyło się dużymi wydatkami, a marnym efektem. Dopiero kolejne zmiany zaprowadziły Motor do ekstraklasy.
Robert Dobrzycki też będzie musiał co jakiś czas przemyśleć swoje decyzje i wybory. Sam jest wymagający, ale jest też w bardzo wymagającym środowisku widzewskim, w którym w dłuższym okresie same działania public relations nie wystarczą. A tych było ostatnio sporo. Za dużo, bo zbudowały przekonanie, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Tak niestety nie jest.
Zacząłem swój felieton od przypomnienia serialu „Przyjaciele”. Trochę ku przestrodze, że sukces nie jest przypisany tylko i wyłącznie do osoby, ale również do warunków, w których został osiągnięty. Osiągnięcie go raz, nie daje gwarancji, że zostanie powtórzony na innym polu. Trzeba o niego walczyć od nowa. Tej determinacji w drodze do sukcesu, ale też ciągłego myślenia, jak go osiągnąć, należy życzyć Robertowi Dobrzyckiemu. Główny udziałowiec jest częścią widzewskiego środowiska i widać, że ono chce go wspierać. Ma wszelkie predyspozycje, by spełnić swoje i jego oczekiwania. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. A o te na razie w Widzewie nie zadbano. Dwadzieścia procent z reguły 70-20-10 ciągnie Widzew w dół.
1 Comment
Zgadzam się, że piłka nożna to środowisko wymagające i nie zawsze pieniądze same wystarczą. Ale nie mogę zgodzić się z wymową tekstu, że inwestorzy biznesowi skazani są na powtórzenie historii Pete’a Beckera.
Pieniądze nie gwarantują sukcesu, ale bez nich sukces w piłce nożnej jest praktycznie niemożliwy. Wystarczy spojrzeć na przykłady:
Manchester City – przejęcie przez szejków i ogromne inwestycje w infrastrukturę, sztab i zawodników, zbudowało klub od średniaka Premier League do potęgi europejskiej.
Chelsea – Roman Abramowicz wydał miliardy i zmienił klub z drużyny środka tabeli w zwycięzcę Ligi Mistrzów.
Paris Saint-Germain – katarskie fundusze pozwoliły sprowadzić najlepszych zawodników świata i zdominować Ligue 1.
Nawet w Polsce: Raków Częstochowa – przykład, że biznesmen z pieniędzmi i konsekwencją potrafi zbudować mistrza kraju i klub grający w europejskich pucharach.
Bez pieniędzy ani infrastruktury, ani szkolenia, ani jakościowej kadry nic się nie zbuduje.
Środowisko piłkarskie w Polsce jest hermetyczne i często zakleszczone w lokalnych układach. Właśnie dlatego dobrze, że Robert Dobrzycki wchodzi w sport – z nową perspektywą, międzynarodowym obyciem i doświadczeniem w dużych strukturach biznesowych. To może przeciąć część lokalnych zależności.
Podnoszenie wynagrodzeń zawodników nie jest tylko kosztem, ale inwestycją. Jeśli klub chce zarabiać na transferach jak Ajax Amsterdam czy Benfica, musi najpierw zatrudniać i opłacać piłkarzy o odpowiednim potencjale i jakości. Tanie rozwiązania rzadko kończą się wielkimi sprzedażami.
W składzie Widzewa (i generalnie wielu klubów w Polsce) jest stosunkowo mało wartościowych Polaków. Ale to wynika z ograniczonej podaży – młodzi polscy zawodnicy są albo za drodzy (przepłacony rynek wewnętrzny), albo nie dają od razu jakości sportowej. To nie znaczy, że klub nie próbuje – często prowadzi rozmowy, ale finalizacja zależy od warunków rynkowych. Dobrze byłoby sprowadzić naszych z zagranicy, jak robi to teraz wiele klubów (niestety – Legia tu przoduje).
Największym problemem nie są nawet piłkarze, ale odpowiedni trener, na którego można wydać pieniądze i który zbuduje projekt sportowy. Dobry szkoleniowiec w Polsce to towar deficytowy – dlatego wybór w tym obszarze ma kluczowe znaczenie. Bez właściwego lidera szatni nawet najlepsze inwestycje kadrowe mogą się rozsypać. Niestety – tu też przoduje Legia, zatrudniając byłego trenera reprezentacji Rumunii, któa grała bardzo widowiskowo.
Dlatego ja patrzę na wejście Roberta Dobrzyckiego z optymizmem – bo pieniądze i profesjonalne podejście to fundament, którego w polskiej piłce często brakowało.
Felieton przestrzega, a ja dam rade… skorzystac z przykladow PSG czy MC: zaproponować kibicom współuczestnictwo, a nie tylko konsumpcję. Dialog, realny wpływ i inwestycje w „matchday experience” (zainteresowanych odsyłam do info na ten temat …). Oto kilka przykładów z dobrych praktyk wspomnianych klubów:
1. Rada Kibiców Widzewa
Stała grupa przedstawicieli trybun, spotykająca się z zarządem raz na kwartał. Możliwość opiniowania decyzji klubowych (np. oprawy jubileuszy, działania marketingowe, inicjatywy społeczne).
Wzorowane na programie City Matters w Manchester City.
2. Widzew Family Zone – dzień meczowy dla wszystkich
Strefa rodzinna i dziecięca na stadionie, animacje i konkursy przed meczami. jest, ale może rozbudować…
Wzorowane na matchday experience PSG i Manchesteru City.
3. Program lojalnościowy
Punkty za obecność na meczach, zakupy w sklepie, udział w akcjach społecznych. Niby jest, ale do rozbudowy…
W zamian: zniżki na bilety, limitowane gadżety.
Coś jak Cityzens Membership w Manchesterze City.
4. Widzew w Łodzi
Bezpłatne cykliczne treningi dla dzieci.
Coś, jak w PSG, gdzie klub od lat rozwija Fondation PSG
5. W Niemczech kibice to też członkowie klubu – mogą formalnie zgłaszać wnioski, które klub musi rozpatrzyć.
P. Dobrzycki mógłby wprowadzić cykliczne konsultacje online – kibice pytają, klub odpowiada. To rozbraja emocje.
6. Rada Sportowa z udziałem kibiców
W Borussii Dortmund kibice mają wpływ na strategię długoterminową, nawet jeśli nie wskazują nazwisk.