ŁKS znowu po sezonie pożegnał się z PKO BP Ekstraklasą. To nie było udane dwanaście miesięcy w wykonaniu ełkaesiaków.
To nie było udane dwanaście miesięcy Łódzkiego Klubu Sportowego. Łodzianie spadli z ligi, pokazując tym samym, że zupełnie nie wyciągnęli wniosków z poprzedniego pobytu w ekstraklasie, również zakończonym szybkim spadkiem. Mimo to my postaraliśmy się znaleźć jakieś pozytywy. Oto ełkaesiackie “naj” sezonu 2023/24.
ŁKS w całym sezonie ligowym wygrał tylko sześć razy. Do tego odniósł jedno zwycięstwo w Pucharze Polski z drugoligowym KKS-em Kalisz. W ekstraklasie łodzianie pokonali Koronę Kielce, Pogoń Szczecin, Puszczę Niepołomice, Wartę Poznań, Radomiaka Radom i Stal Mielec. Pogoń to jedyny wyżej notowany zespół, reszta z nich na finiszu sezonu uplasowała się w dolnej połowie tabeli. Niemniej naszym zdaniem najbardziej efektownym zwycięstwem był mecz z Radomiakiem. To jedyne spotkanie ŁKS-u w tym spotkanie, w trakcie którego można było odnieść wrażenie, że łodzianie od początku do końca kontrolują jego przebieg. Szczególnie dobra w ich wykonaniu była pierwsza połowa, w trakcie której Radomiak nie oddał ani jednego celnego strzału (ŁKS oddał cztery takie uderzenia). Co więcej, ełkaesiacy mieli aż 63 proc. posiadania piłki i zasłużenie do przerwy wygrywali 1:0. W drugiej odsłonie gra się bardziej wyrównała, ale i tak nietrudno odnieść wrażenie, że to ŁKS bardziej kontrolował przebieg spotkania niż Radomiak. Co prawda to radomianie pierwsi strzelili gola i doprowadzili do wyrównania. Niemniej potem dwie kolejne bramki zdobyli łodzianie. Najpierw cudownie w polu karnym rywala zachował się Kay Tejan i pewnym strzałem pokonał bramkarza. Potem prowadzenie gospodarzy przepięknym strzałem zza pola karnego podwyższył Engjell Hoti. Radomiak jeszcze strzelił gola kontaktowego w doliczonym czasie gry, ale ostatecznie nie starczyło mu czasu, żeby wyrównać. Wydaje się, że oba gole strzelone przez gości wynikały z chwilowej dekoncentracji “Rycerzy Wiosny”. Poza tymi sytuacjami RKS nie stworzył sobie zbyt wielu dogodnych okazji do zdobycia bramki.
Tutaj wybór jest naprawdę spory. My pod uwagę wzięliśmy trzy najwyższe porażki ŁKS-u, czyli 0:4 z Piastem Gliwice, 0:5 z Górnikiem Zabrze i 0:6 z Jagiellonią Białystok. Za najgorszy mecz mimo wszystko wybraliśmy tę najniższą porażkę ŁKS-u, z Piastem. Do pewnych momentów w spotkaniach z Górnikiem i Jagiellonią (kolejno: przypadkowy gol Siplaka oraz czerwona kartka Adriena Louveau) gra łodzian wyglądała obiecująco, dopiero potem to wszystko się posypało. W meczu z Piastem było inaczej. Po kwadransie dobrej gry w wykonaniu Łódzkiego Klubu Sportowego inicjatywę przejął rywal i w drugiej połowie strzelił cztery gole, zapewniając sobie zwycięstwo.
Trudno nie było odnieść też wrażenie, że w meczach z Jagiellonią czy Górnikiem ełkaesiacy próbowali podjąć równą walkę, ale nie byli w stanie tego uczynić, z racji na wyższą klasę rywala. A w meczu z Piastem niektórzy (jak Riza Durmisi) nawet nie próbowali podjąć rękawicy, tylko przeszli obok spotkania. I to najbardziej mogło wtedy boleć fanów ŁKS-u, którzy w liczbie ponad 200 osób zjawili się wówczas na stadionie w Gliwicach.
Po pierwsze połowie sezonu w tej kategorii wybraliśmy Michała Mokrzyckiego. Na wiosnę “Mokry” nie prezentował się jednak aż tak dobrze, jak jesienią. Zdecydowanie lepsze mecze od niego w środku pola rozgrywał Dani Ramirez. Hiszpan grał tak jak na lidera i kapitana zespoły przystało. Rozgrywał, strzelał, dośrodkowywał – czyli robił wszystko to, z czego tak pozytywnie kibice ŁKS-u zapamiętali go z pierwszego pobytu przy al. Unii. I tylko szkoda, że nie przedłuży z Łódzkim Klubem Sportowym umowy, który wygasa wraz z końcem czerwca bieżącego roku.
Braliśmy pod uwagę także Kaya Tejana, ale Holender był na przestrzeni całego sezonu zbyt chimeryczny, żeby móc go określić mianem najlepszego piłkarza ŁKS-u.
Zdecydowanie Riza Durmisi. Trafiał on do ŁKS-u jako piłkarz z naprawdę interesującym CV. Znajdowały w nim się pobyty w czołowych zespołach najlepszych lig europejskich (Real Betis czy Lazio) czy pojedynki przeciwko takim piłkarzom jak Cristiano Ronaldo czy Leo Messi. A w Łódzkim Klubie Sportowym poza kilkoma dobrymi wrzutkami z lewej nogi nie wyróżnił się na plus zupełnie niczym. Kibice bardziej niż z boiskowych poczynań zapamiętają go z tego, że w trakcie sezonu zaczął szukać nowego klubu i po spadku z ekstraklasy “kazał kibicom się cieszyć się życiem”. To brzmi o tyle absurdalnie, że tuż po transferze mówiło o tym, że być może zostanie w ŁKS-ie po zakończeniu kariery np. jako trener. Nikt nie będzie za nim tęsknił.
Wyróżnienie w tej kategorii należy się też Piotrowi Stokowcowi. To trener, który przed podpisaniem kontraktu z ŁKS-em miał poprowadzone ponad 300 meczów w ekstraklasie w roli szkoleniowca. W tym czasie zdobywał medale mistrzostw Polski z Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk. Na dodatek jako trener gdańszczan wygrał także Puchar i Superpuchar Polski. W Łodzi jednak zupełnie zawiódł. Nie rozwinął chyba żadnego zawodnika, a i mecze łodzian za jego kadencji oglądało się bardzo ciężko. To, że “Rycerze Wiosny” za jego panowania w dziesięciu spotkania nie wygrali ani razu, mówi samo za siebie. Teraz będzie mu bardzo znaleźć nowego pracodawcę na poziomie ekstraklasy, gdyż pobytem w ŁKS-ie zdecydowanie obniżył swoje notowania na trenerskim rynku.
Aleksander Bobek wszedł z drzwiami i futryną do ekstraklasy, broniąc rzut karny w pierwszym meczu sezonu z Legią Warszawa. Potem trochę spuścił z tonu, ale i tak śmiało można zakładać, że gdyby nie jego interwencje, to ŁKS nie miałby nawet połowy punktów, którą finalnie zdobył.
20-latek jest był jednym z najlepszych bramkarzy pod względem obronionych strzałów. Więcej skutecznych obron miał jedynie Mateusz Kochalski ze Stali Mielec. Bobek to jeden z najbardziej utalentowanych polskich bramkarzy. Świadczy o tym m.in. to, jakie kluby interesują się jego usługami – chodzi o włoskie Torino FC czy AC Monzę, która jest zarządzana przez słynną rodzinę Berlusconich. Zresztą chwalił go nawet sam Józef Młynarczyk.
– Jest to bardzo utalentowany chłopak. Ma wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Posiada bardzo dobre warunki fizyczne. Miał znakomity początek sezonu. Być podstawowym bramkarzem w ekstraklasie w tym wieku to bardzo duże wyzwanie, a zarazem wyróżnienie. Wierzę, że jego kariera z każdym tygodniem będzie nabierać rozpędu – mówił o Bobku zapytany przez nas zdobywca Pucharu Europy z FC Porto.
Mimo że Bobek to zdecydowany zwycięzca tej kategorii, to warto wyróżnić także Antoniego Młynarczyka. To młody skrzydłowy, który debiutował jeszcze za kadencji Stokowca, ale poważną szansę otrzymał dopiero od Marcina Matysiaka i zdecydowanie ją wykorzystał. Oczywiście, jak każdemu zdarzały się mu słabsze mecze, ale całościowo był jednym z niewielu zawodników ŁKS-u, któremu nie można było w tym sezonie za dużo zarzucić. A swoim zaangażowaniem, odwagą i szybkością wielokrotnie wprowadzał wiele świeżości do zazwyczaj mdłej i nudnej ofensywnej gry łodzian. ŁKS powinien zadowolony z tego, że udało mu się z nim przedłużyć kontrakt, bo wiele wskazuje na to, że w pierwszej lidze może on stanowić o sile zespołu, który będzie się bił o powrót do ekstraklasy.
Z niezłej strony w minionym sezonie pokazali się też Aleksander Iwańczyk czy Jędrzej Zając.
Najważniejszym momentem można określić przyjście do klubu Roberta Grafa i Dariusza Melona. Pierwszy z nich objął stanowisko wiceprezesa ds. sportu, a w przeszłości pracował w takich klubach jak Raków Częstochowa czy Warta Poznań. Spokojnie można go nazwać jednym z najbardziej interesujących ludzi na tym stanowisku w Polsce, a mimo to ŁKS-owi udało się go zatrudnić. Drugi z nich natomiast to właściciel firmy “Kramel”, ale jednocześnie też kibic Łódzkiego Klubu Sportowego z 50-letnim stażem, który w pierwszych miesiącach pracy w klubie dokapitalizował go na ponad osiem milionów złotych. To oznacza, że do dwukrotnego mistrza Polski trafiły dwie osoby o dużych kompetencjach, które tym samym zakończyły ciągnącą się przez kolejne miesiące sagę związaną z rodziną Platków. I – jak pisaliśmy kilka miesięcy temu – obydwaj wydają się być lepszymi opcjami niż te proponowane przez Amerykanów. Melon to osoba silnie związana z ŁKS-em, ale jednocześnie nie prowadzi on autorytarnych rządów, bo jest (tylko) współwłaścicielem klubu, więc nadal musi liczyć się ze zdaniem dotychczasowego właściciela Tomasza Salskiego. W przeciwieństwie do Platków, którzy po wejściu do łódzkiego klubu chcieli w nim mieć 100-procentową władzę. Graf natomiast wydaje się być osobą bardziej znającą polskie realia oraz mającą większe kompetencje niż dyrektor sportowy proponowany przez Platków, czyli Michael Buholtz, który do spółki z Amerykanami doprowadził do poważnych tarapatów aż trzy kluby (Casa Pię, Sonderyjskie i Spezię).
To musi być trafienie Engjella Hotiego z meczu z Pogonią. Kosowianin oddał wtedy potężne uderzenie zza pola karnego, które wylądowało w okolicach okienka bramki rywala.
Na wyróżnienie zasługują też trzy inne gole tego piłkarza – z Ruchem, Stalą i Radomiakiem. Wszystkie one były również bardzo ładne, ale mimo wszystko nie miały aż tak dużej wagi, jak to trafienie ze starcia z “Portowcami”.
Engjell HotiŁKS ŁódźPiotr StokowiecPKO EkstraklasaRobert Graf