Kasjer Ruchu po meczu miał czerwone i spuchnięte dłonie, tak je bowiem zacierał z uciechy. Tylu kibiców nie spodziewał się bowiem nigdy. Dla wielu ludzi przyjazd do Chorzowa stał się sprawą honoru i powodem do dumy. Teraz już nie wypada pytać: a w Chorzowie byłeś? Po prostu na tym meczu nie można było nie być. Dla niektórych sympatyków czerwono-biało-czerwonych będzie to zapewne jedyny wyjazd w tej rundzie. Wesoło, przyjemnie a przede wszystkim Bezpiecznie. Monumentalny Stadion Śląski robił wrażenie, zwłaszcza wypełniony po brzegi (no może nie do końca, ale specjalnie bym się nie czepiał).
Widzew wygrał i to też teraz jest powód do zadowolenia i szacunku dla drużyny, która w końcowym rozrachunku może uplasować się nawet w czołowej czwórce polskich drużyn. Dzień przed „meczem przyjaźni” nie brakowało plotek, że widzewiacy powinni pomóc braciom po szalu i dać im jeszcze szanse na utrzymanie w lidze. Na szczęście kiedyś to było kiedyś, a teraz to jest teraz.
Zatem kiedyś łodzianie w atmosferze skandalu przegrali u siebie 2:4, a kilka lat później zrobili wszystko, by mistrzem Polski nie została Legia, lecz Górnik Zabrze. Do przerwy Widzew prowadził z zabrzanami 1:0, ale przerwa trwała nie 15, a 20 minut, bo tak ostro targowano się o Pieniądze (czytaj wynik). Ostatecznie, ku olbrzymiej radości widzów, goście zdobyli dwa gole, ale to wcale nie popsuło szampańskiej atmosfery na widowni. I jeszcze jeden przykład z nie tak odległej przeszłości. Trwa wyścig o awans: walczą Widzew, ŁKS i Drwęca Nowe Miasto Lubawskie. By rywale zza miedzy nie wywalczyli promocji do wyższej klasy Widzew „układa” mecz z Drwęcą. Ta wygrywa grupę i następnie rezygnuje z gry, a jej miejsce zajmuje drugi w tabeli ŁKS.
NIE PRZEGAP: Ruch – Widzew. Polscy kibice wśród największych europejskich marek
Na szczęście w meczu Ruchu z Widzewem układanki nie było. Od początku łodzianie atakują i gola zdobywa Da Silva. Na dwa do zera podwyższa Jordi Sanchez i z pewnością jest to najłatwiej zdobyta bramka przez Hiszpana w jego nie najdłuższej karierze. Wybitną pomocą wykazali się Patryk Stępiński i Dante Stipica. Nic więc dziwnego, że nerwowo było w czasie wywiadu radiowego udzielanego przez Patryka. Ambitny obrońca zdenerwował się moim pytaniem, czy przyszedł do Ruchu, aby wzmocnić tę drużynę? Jego zdaniem, sam nie może wygrać meczu. Do tego potrzebna jest dobra forma całego zespołu. Patryk zaskoczył mnie także wyznaniem, że jego zdaniem walka o utrzymanie jeszcze nie jest zakończona. Zostało jeszcze 5 meczów, wyjaśnia Stępiński, a to jest aż 15 punktów do zdobycia. Kto wie, jak będą finiszowały inne zespoły? Pożyjemy, zobaczymy.
Tylko raz pogubiła się na Stadionie Śląskim defensywa Widzewa. No może dwa razy… Za pierwszym Miłosz Kozak trafił pewnie do siatki. Za drugim, mimo znakomitej okazji chorzowianie przestrzelili. Intrygujący był także trzeci gol. Arbiter podbiegł do monitora i spodziewano się kary dla jednego z łodzian, ale po chwili sędzia podyktował karnego dla Widzewa. Bartek Pawłowski skutecznie go wykonał. Było już pewne i bezpieczne prowadzenie 3:1, gdy ponownie Miłosz Kozak trafił do naszej bramki. Na wyrównanie gospodarzom zabrakło czasu.
Swoją drogą, jak silną musi mieć drużynę Janusz Niedźwiedź, skoro nie byle jaki Kozak i to w znakomitej formie, siedzi na ławce rezerwowych… Może trener Niedźwiedź i zna się na swoim fachu, ale niestety zbyt często myli się i nie trafia ze składem. O Hansenie nie wspomnę… Jeden z moich kolegów wręcz prycha ze wściekłości, gdy słyszy to nazwisko. Norweg pokazuje w Jagiellonii, że w piłkę umie grać i to nie byle jak. I to by było na tyle, bo sam za chwilę zacznę z wściekłości prychać jak młody koń.
CZYTAJ TEŻ: Widzew potrzebuje więcej jakości. „Tam nie ma wybitnych piłkarzy”
3:2 dla Widzewa i Wielkie Święto na trybunach. Piłkarzy z uderzenia wybijały zapewne popisy pirotechniczne, ale jak święto, to święto. Wszystko ma swoje miejsce i zapewne widok bawiących się trybun pozostanie w pamięci wszystkich, nie tylko tych na stadionie. Rozczulił mnie także przed meczem widok całych rodzin, z malutkimi dziećmi. Obowiązkowo ubranych w szaliki Ruchu i Widzewa. Coś jednak czuję, że podobnie na trybunach będzie dopiero za dwa lata. Po awansie „niebieskich” z I ligi do Ekstraklasy.
A tak niejako przy okazji gratuluję refleksu żonie lub narzeczonej Mateusza Żyro. Szybko zorientowała się, jak można wyjechać z wielokilometrowej kolejki na stadionie. Pierwsza w drugą, zupełnie inną stronę, pomknęła sympatyczna dziewczyna w karetce. Za nią skoczyła, jak w ogień, Pani Żyro, a tuż za nimi… ja w swoim Radiowym Rumaku. Jak zwykle kobiety przodem, ale jak to w Święto Przyjaźni… kobiety o wszystkim decydują. Do zobaczenia za rok!
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
Dariusz PostolskiJanusz NiedźwiedźPKO EkstraklasapublicystykaRuch ChorzówWidzew Łódź
1 Comment
Nie zapominajmy o podłożeniu się ŁKS Arce, żeby przypadkiem Widzew nie awansował. Ach te żałosne próby faulowania za wszelką cenę w polu karnym…