Piast Gliwice, jeden z ligowych rywali Widzewa ma duże kłopoty. Jest ryzyko, że zniknie z piłkarskiej mapy Polski.
Gliwicki klub ma 33 miliony złotych długu. W grudniu, rada miasta ma zdecydować o przekazaniu 14 milionów na pomoc Piastowi. O kłopotach byłych mistrzów Polski poinformował prezes Łukasz Lewiński.
– Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której z powodu problemów finansowych stracimy licencję na grę w Ekstraklasie. Myślę, że nikt w Gliwicach takiej sytuacji sobie nie wyobraża. Dlatego już od października sygnalizuję ten problem – przyznał Lewiński w trakcie piątkowej konferencji prasowej.
ZOBACZ TAKŻE>>>Piłka nożna (nie) dla kibiców. Widzew znów pokrzywdzony
Jeśli Piast nie spłaci długów, to istnieje ryzyko, że w rundzie wiosennej nie zobaczymy drużyny z Okrzei na boiskach Ekstraklasy. Problemy gliwickiego klubu mogą być okazją dla innych drużyn. Bardzo prawdopodobne jest to, że zimą gliwiczanie będą musieli sprzedać niektórych zawodników. Czy mógłby skorzystać na tym również Widzew? Latem media mówiły o zainteresowaniu ze strony RTS-u Damianem Kądziorem, który w tym sezonie rozegrał dla drużyny Aleksandara Vukovicia 15 meczów i zdobył jednego gola. O tym, że Piast będzie musiał zacząć sprzedawać piłkarzy powiedział sam prezes klubu.
– Nie da się ukryć, że musimy postawić na transfery. One jednak wymagają czasu. Każdy wie, że to nie tak, że dziś się kupi zawodnika, a jutro się go sprzeda za dobre pieniądze. Trzeba go najpierw wypromować. Dlatego plan naprawczy musi być rozłożony na kilka lat – powiedział Lewiński.
Problemy Piasta to kolejny przykład patologii miejskich klubów. Niedawno głośno było o Wiśle Płock, której miasto regularnie przekazuje olbrzymie kwoty sięgające kilkunastu milionom złotych. Z kolei Patryk Załęczny, prezes Śląska Wrocław wprost domaga się wsparcia ze strony miasta po to “żeby zrobić coś porządnego”. O wielomilionowych dotacjach mogą zapomnieć szefowie Widzewa i ŁKS-u – klubów utrzymywanych przede wszystkim z pieniędzy prywatnych, a także otrzymywanych od sponsorów.