Eksperyment w ŁKS-ie się nie powiódł. Na boisku było siedmiu obleńców, a łodzianie stracili pięć goli.
Wpuścił pięć goli. Nie był największym problemem ŁKS-u w tym spotkaniu, ale nie dał od siebie nic ekstra.
Zagrał nietypowo dla siebie, bo na lewej obronie. Przez całe spotkanie nie wykonał ani jednego poprawnego zagrania. Za to popełnił masę błędów.
Po obiecującej pierwszej połowie, w drugiej był zamieszany w utratę prawie wszystkich goli. To on sprokurował rzut karny, chociaż wydawało się, że wygrał pozycję z napastnikiem Górnika.
Bez pomysłu, bez sił, bez sensu.
Popełnił wszystkie możliwe błędy. Nie przypilnował dośrodkowującego Siplaka, przez co ten dosyć przypadkowo przelobował Bobka.
Podsumowaniem jego występu niech będzie rajd, który próbował przeprowadzić po tym jak odzyskał piłkę w środku pola. Niestety futbolówka okazała się dla niego zbyt szybka.
Miał zstąpić Mokrzyckiego i przez 15 minut nawet mu się to udawało. Potem tylko dużo biegał. Zapomniał, że trzeba jeszcze grać.
Niechlujny, niedokładny, sfrustrowany.
Grał w ofensywie, więc przynajmniej nie zagroził własnej bramce. Najbardziej aktywny w ataku, kilka razy nawet nieźle dośrodkował.
To było przykre. Wyglądał jakby się zgubił na boisku.
Ociężały, kompletnie nie odnalazł się w taktyce z dwoma napastnikami.
Wszedł oddał strzał z dystansu i zniknął.
Pirulo – grał za krótko, bo znowu się połamał.
Dużo machał rękami. Szkoda, że nie odleciał.