Mecz Widzewa z Wartą Poznań pokazał, ile w piłce nożnej znaczy szczęście. Łodzianie byli gorsi od rywali, ale mieli dobrego bramkarza, niezłych obrońców i pomocnika, którego trafiła piłka.
Mógł dostać szóstkę, gdyby nie kilka błędów technicznych. Tak jak w Białystoku dał drużynie szansę na strzelenie zwycięskiego gola, dobrze i szczęśliwie broniąc w pierwszej połowie.
Najlepszy obrońca Widzewa. Jak zwykle pewny, grający bez zbędnego ryzyka, wygrywający, a właściwie nie przegrywający indywidualnych pojedynków.
Parę razy zachował się nie najlepiej, zwłaszcza w 29. (gdy Maenpaa był sam na sam z Ravasem) i 35. minucie (Ravas obronił strzał Zreleka), lecz obrońców trzeba rozliczać za stracone gole, a Widzew zachował czyste konto.
Na pewno jest lepszym zawodnikiem od Czorbadżijskiego. Warta częściej atakowała lewą stroną Widzewa, Austriak często był w opałach, jednak obronił się.
Źle świadczy o drużynie, gdy tak słabo grający zawodnik biega po boisku przez 90 minut.
Oddał celny strzał, tradycyjnie dużo biegał, jednak potrzebnej Widzewowi jakości nie jest w stanie dać.
Największy szczęściarz spośród wszystkich, którzy w Grodzisku Wielkopolskim biegali po boisku (gry w piłkę tam raczej nie było). Znalazł się tak, gdzie powinien, a piłka odbiła się od niego i wpadła do siatki. Wcześniej jeden ze słabszych na boisku.
Wiadomo, że wiele potrafi, ale sporadycznie to pokazuje w meczach ligowych. Z Wartą skutecznie ukrywał swoje umiejętności.
Dwa, może trzy razy dał się zauważyć na boisku, w tym raz, kiedy był zmieniany. Przypuszczam, że nie wyróżniałby się w rezerwach.
Aktywny, waleczny, ale chaotyczny. Mimo to, dopóki był na boisku, wyróżniał się. W pierwszej połowie miał dwie okazje, lecz raz był zgubił piłkę, a później dał się dogonić Janowi Grzesikowi. Jeśli szukać w Widzewie powodów do optymizmu, to w jego współpracy z Bartłomiejem Pawłowskim. Niestety, zszedł z kontuzją.
Najlepszy w widzewskiej ofensywie – autor najlepszego podania w meczu: tego do Sancheza w 37. minucie.
Jego zmianę trzeba ocenić przez pryzmat asysty przy golu. Wcześniej pokazał jednak, dlaczego od lat jest tylko uważany za talent…
Ten plus za główkę, po której bramkarz wybił piłkę. Na pewno jednak jest dużo lepszym piłkarzem od Sypka, którego zmienił.
Po jego strzale z trudem obronionym przez bramkarza zaczęła się seria rzutów rożnych, zakończona golem. Może zasługuje na szansę zamiast Danielaka?
Grał za krótko, by go oceniać.
Henrich RavasPatryk LipskiPKO EkstraklasaWarta PoznańWidzew Łódź