Rok temu jeszcze w Fortuna 1. Lidze kibice wytykali Widzewowi, że u siebie gra bardzo dobrze i wygrywa, a na wyjazdach traci punkty. Trener Janusz Niedźwiedź obiecywał to poprawić i wiosną było już lepiej. Wyrównało się, chociaż także dlatego, że jego zespół zaczął przegrywać w Sercu Łodzi. Wiosną aż cztery razy dał się pokonać przyjezdnym. W tym sezonie odwróciło się na dobre. Wszystkie siedem punktów Widzew przywiózł z wyjazdów – po trzy z Białegostoku i Grodziska Wielkopolskiego i jeden z Wrocławia. W domu grał dwa razy i dwa razy przegrał. Dla kibiców były to bolesne porażki, bo do Serca Łodzi przyszli w liczbie kilkunastu tysięcy i wspaniale dopingowali drużynę.
CZYTAJ TEŻ: Czy Marek Hanousek wróci na mecz z liderem?
Z Lechią Gdańsk gra była bardzo wyrównana, ale zdecydował przebłysk geniuszu Flavio Paixao. Legia Warszawa była już lepsza. Zwycięstwo dał jej w dużej mierze Josue, który zdecydowanie wyróżniał się na tle innych graczy. O piłkarzu, który potrafi rozstrzygnąć losy meczu jednym zagraniem, tzw. „magic touch”, marzy prezes Mateusz Dróżdź. Tłumaczył, dlaczego tak zależy mu na ściągnięciu Filipa Starzyńskiego z Zagłębia Lubin. – Brakuje nam piłkarza z „magic touch”, takiego, który jednym ruchem, jednym rzutem wolnym, załatwi mecz. Takiego, jak Josue z Legii, czy Paixao z Lechii. Z Lechią przegraliśmy, a byliśmy lepsi. Ale on dostał piłkę i załatwił mecz – tłumaczył Dróżdż.
W sobotę trzy punkty w meczu, który wydawał się nie do wygrania, dał Patryk Lipski. Gola strzelił biodrem, przystawiając je odpowiednio po dośrodkowaniu Juliusza Letniowskiego. To była prawdziwa magia, magiczne dotknięcie. W dodatku za komplet punktów. Nareszcie się udało. Widzew rozegrał bardzo słaby mecz, najsłabszy w tym sezonie, ale zwyciężył.
– To był bardzo trudny mecz. Warta była bardzo zdyscyplinowana, ale ostatecznie pokazaliśmy charakter. Oczywiście powinniśmy dłużej utrzymywać się przy piłce, ale naprzeciwko nas wychodzą też żywe organizmy. Warta w pierwszej połowie stworzyła więcej sytuacji, była bardziej konkretna, ale uważam że w drugą weszliśmy fajnie, łapaliśmy ich pressingiem. Boisko było dziś ciężkie, my szukaliśmy trochę za dużo krótkich podań, a przy takich warunkach pogodowych lepiej byłoby zagrać czasami dłuższą piłkę pod napastnika. Każde zwycięstwo cieszy, ale takie wyszarpane w samej końcówce jeszcze bardziej – oceniał po meczu Juliusz Letniowski.
A to już Mateusz Żyro: – Chciałbym, żeby w DNA Widzewa leżała taka walka do ostatnich sekund. Fajnie, że się udało, bo warunki atmosferyczne nie sprzyjały grze, którą preferujemy. Natomiast gdy to nie wychodzi, często zdarza się, że stałe fragmenty decydują o wyniku. W pierwszej połowie staraliśmy się rozgrywać, a w przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy zagrać bardziej bezpośrednim podaniem. Dlatego w drugiej części więcej atakowaliśmy. Każdy mecz jest inny. Dziś pogoda nie pozwalała na to, byśmy pokazali swój styl, wymianę dużej ilości podań i ofensywną grę. Rywalowi trzeba oddać to, że był dobrze zorganizowany, ale liczą się 3 punkty, które jadą do Łodzi.
Żyro tym razem zagrał na środku obrony. Zajął tam miejsce Bożidara Czorbadżijskiego, który usiadł na ławce. Bułgar popełniał sporo błędów we wcześniejszych spotkaniach, ale decyzję o przesunięcie go do rezerwy trener Janusz Niedźwiedź tłumaczył względami taktycznymi. – Chcieliśmy, by przy Adamie Zrelaku był Mateusz Żyro, który jest dynamiczniejszy od Czorbadżijskiego. Napastnik Warty nie tylko w powietrzu gr dobrze. Chcieliśmy go poskromić, co było bardzo trudne. Widać u niego dużą jakość. Nawet, jak nie dochodził do piłki, to bardzo dobrze szukał pozycji w polu karnym, chował się za plecy – tłumaczył trener Niedźwiedź.
CZYTAJ TEŻ: Słabo, bardzo słabo i fura szczęścia. Oceny Widzewa po zwycięstwie z Wartą
Z kolei wejście do jedenastki Patryka Lipskiego tłumaczył tym, że ten dał w meczu z Legią świetną zmianę. – Zasłużył na grę – stwierdził.
Prawda jest jednak taka, że w Grodzisku wyróżnił się tylko Henrich Ravas, który w pierwszej połowie kilka razy uratował Widzew. Pozostali piłkarze, a właściwie wszyscy jako drużyna, zagrali po prostu bardzo słabo. Także bohater Lipski. Na pewno nie pomagały warunki atmosferyczne i ciężka murawa, ale też kilku piłkarzy od kilku meczów gra słabiej. To choćby Dominik Kun i Karol Danielak. W meczu z Wartą swojej szansy nie wykorzystał też Jakub Sypek, który wskoczył do składu.
Bardzo trzeba cieszyć się z trzech punktów. To wspaniała sprawa. Za jakiś czas, na pewno na koniec sezonu, nie będziemy już pamiętać, jak słabo w Grodzisku zagrał Widzew, bo punktów nikt już nie odbierze. Ale na pewno trzeba o słabym występie myśleć teraz, bo przed Widzewem mecz u siebie z niespodziewanym liderem Wisłą Płock, a potem wyjazd do mistrza Polski Lecha Poznań. Trzeba złapać lepszą formę, albo szybko wzmocnić zespół piłkarzem lub piłkarzami, dla których „magic touch” nie będzie przypadkiem. Albo najlepiej zrobić obie te rzeczy.