W poprzedniej kolejce Widzew stracił zwycięstwo w doliczonym czasie, teraz zdobył zwycięskiego gola tuż przed końcem spotkania z Puszczą Niepołomice. Wynik jest jednak lepszy niż gra.
W czwartek Arka Gdynia pokonała GKS Jastrzębie i wyprzedziła Widzew w tabeli, a w sobotę punkty stracili inni rywale do awansu, czyli Chrobry Głogów i Korona Kielce. Wygrana była więc koniecznością, zwłaszcza, że do Łodzi przyjechał zespół broniący się przed spadkiem. Ale przez 20. minut meczu można było odnieść wrażenie, że to goście są w czołówce. W 3. minucie mogli prowadzić, bo po rzucie wolnym i zamieszaniu piłkę z bramki wybił Patryk Stępiński, zaś po rzucie rożnym i strzale Piotra Mrozińskiego gospodarzy uratowała poprzeczka.
Nie obudziło to widzewiaków, którzy grali wolno o schematycznie. Raz pokazał się Kristoffer Normann Hansen, jednak kopnął prosto w bramkarza. Był to wyjątek, gdyż lepiej prezentowała się Puszcza, chwilami grająca z łodzianami w “dziada”. W Widzewie było za wiele słabych i bardzo słabych punktów. Bartosz Guzdek przegrał większość pojedynków z rywalami, Patryk Lipski statystował, a Ernest Terpiłowski był zupełnie niewidoczny.
Drużyna z Niepołomic grała tak, jak wcześniej Arka Gdynia, Odra Opole czy Skra Częstochowa: agresywnie już przed polem karnym gospodarzy, odcinając łodzian od piłki i zmuszając do rozgrywania wszerz boiska. Jaśniejszymi punktami w Widzewie byli Fabio Nunes i Hansen. Po ich akcjach było zagrożenie, lecz nie można było oprzeć się wrażeniu, że to efekt indywidualnych umiejętności niż przemyślanej taktyki. Po jednej takiej akcji Karol Danielak znalazł się w polu karnym, strzelił bardzo mocno, ale w poprzeczkę.
Później gospodarze mieli przewagę, kilka razy kopali w stronę bramki, lecz nie na tyle groźnie, by zmusić do wysiłku bramkarza gości. Za to Henrich Ravas dwukrotnie ratował Widzew przed stratą gola, wybijając z wielkim trudem piłkę po strzałach z daleka Mrozińskiego i Jakuba Bartosza.
W przerwie trener ulitował się nad nieporadnym Guzdkiem, wprowadzając do gry Pawła Zielińskiego, a rolę napastnika pełnił Danielak, bo innych w kadrze nie było. I krótko po wznowieniu gry ten ostatni zagrał do Terpiłowskiego, następnie piłka trafiła do Nunesa, który… nie trafił w bramkę. Szansa była stuprocentowa.
Na tym skończyły się dobre akcje. Znów widzieliśmy mnóstwo podań, ale bez efektów. W końcu musiało się to zemścić, bo Puszcza wyprowadziła kontrę – Patryk Stępiński nie przeciął prostopadłego podania, a Hubert Tomalski znalazł się przed Ravasem. Słowak kolejny raz uratował drużynę. Kibice nie wytrzymali i rozległo się: “Widzew grać…”.
Niewiele to pomogło, bo po 70 minutach widzewiacy zaczęli tracić siły. To przeciwnik sprawiał lepsze wrażenie, był bardziej poukładany i gdyby nie interwencje Ravasa, prowadziłby. Zasłużenie. Gospodarze byli bezsilni i bezradni. Nie potrafili nawet oddać celnego strzału.
Ale piłka nożna nie jest sprawiedliwa, dlatego czasem gorsza drużyna wygrywa. W 90. minucie Widzew miał rzut rożny: płasko dośrodkował Radosław Gołębiowski, a najniższy na boisku Daniel Villanueva głową skierował ją do bramki. Czyli to, co los zabrał tydzień temu w spotkaniu ze Skrą Częstochowa, oddał z Puszczą. Z taką grą trudno jednak myśleć o awansie, bo ile można liczyć na szczęście… Święta widzewiacy spędzą na pozycji wicelidera.
1:0 – Villanueva 90. +2
Widzew: Ravas – Stępiński, Hanousek, Kreuzriegler – Danielak, Lipski, Kun, Nunes (75. Gołębiowski) – Terpiłowski, Guzdek (46. Zieliński), Hansen (75. Villanueva)
Puszcza: Kobylak – Bartosz, Sołowiej, Kościelny, Górski (57. Stępień) – Hajda (83. Cichoń), Mroziński – Tomalski (83. Włodarczyk), Serafin, Wroński (46. Aftyka)- Kobusiński
Żółte kartki: Kun, Kreuzriegler, Lipski – Wroński, Hajda, Kobusiński, Serafin
Widzew: 13.728