– Działamy na niekonkurencyjnym rynku – mówi Tomasz Salski, właściciel ŁKS-u. Ten problem dotyczy również Widzewa.
Tomasz Salski przez prawie osiem lat był jedynym właścicielem ŁKS-u. To z nim dwukrotni mistrzowie Polski przeszli drogę z lig wojewódzkich, przez szczebel centralny, aż po ekstraklasę. Finansował klub praktycznie samodzielnie, z niewielkim wsparciem pozostałych akcjonariuszy i sponsorów. Dopiero w styczniu 2024 do piłkarskiej spółki dołączył Dariusz Melon. Podniósł kapitał zakładowy. W marcu, gdy spadek łodzian był przesądzony został współwłaścicielem ŁKS-u.
Panowie zainwestowali w ŁKS ogromne pieniądze. Szczególnie Salski, który przez wiele lat był praktycznie jedynym źródłem finansowania łodzian.
– Włożyłem więcej niż 15 milionów złotych. Biznes i piłka wykluczają się. Na poprawę humoru z Dariuszem Melonem mówimy sobie, że to jest inwestycja – powiedział szef ŁKS-u w programie Biznes Klasa (tutaj).
Właściciel ŁKS-u przypomniał o początkach. Gdy przejmował klub z al. Unii nie był ośrodkowa treningowego na Minerskiej. Klubowa administracja praktycznie nie istniała. Oprócz drużyny piłkarskiej, wraz z pracą Salskiego rozwijała się infrastruktura i pojawiały się nowe miejsca pracy.
– To jest drogie hobby, ale nie żałuję. Ludzie, którzy mnie wspierają uświadamiają mi jak dużo można było zrobić. Gdy przychodziłem do ŁKS-u miał tylko rzeszę oddanych kibiców i wspaniałą historię. Oprócz marki nie było nic więcej. Z pomocą miasta udało nam się odbudować infrastrukturę. Stworzyliśmy ciekawą firmę. Dajemy stałą pracę około 150 osobom. To małe przedsiębiorstwo. W grupie Klepsydra pracuje mniej więcej tyle samo – zdradził Salski.
Chociaż w branży pogrzebowej Salski działa jak biznesmen i kieruje się bilansem zysków i strat, jak sam przyznał, w piłkarskim biznesie trudno jest zachować zimną głowę.
-Biznes nie zawsze nam wychodzi, bo traktujemy go emocjonalnie. Zostawiamy dużo serca. Głowa nigdy nie jest do końca chłodna, bo to rywalizacja. Gdyby była do końca wychłodzona może uznałbym, że ŁKS musi ode mnie trochę odpocząć? Cały czas liczymy, że uda się zrealizować ostateczny cel – zrobić z ŁKS-u stabilny klub w ekstraklasie – wyjaśnił.
ŁKS spadł z ekstraklasy, ale wzorem Lechii Gdańsk w piłkarskim czyśćcu chce spędzić tylko sezon.
-Ambicje na powrót są. Ale przypominam sobie, że gdy udawało nam się awansować, zawsze stawialiśmy sobie za cel wygrać kolejny mecz. I teraz też, naszą ambicją jest wygrać pierwsze spotkanie – powiedział Salski.
Największy problem, z którym muszą zmagać się właściciele łódzkich klubów (bo Widzew również jest w rękach prywatnego inwestora) to walka na niekonkurencyjnym rynku. Nasze drużyny muszą walczyć z zespołami, które są finansowe z publicznych pieniędzy.
–Działamy na niekonkurencyjnym rynku. Prywatne kluby, z prywatnymi inwestorami finansują klub z szeroko rozumianego marketingu. Do tego dochodzi zaangażowanie z kapitału ich firm, albo prywatne zaangażowanie finansowe. Z drugiej strony są kluby finansowe przez gminy, albo spółki miejskie. W nich nie ma żadnego wyniku ekonomicznego. Uważam, że takie wsparcie powinna dostawać piłka młodzieżowa, ona tego potrzebuje, bo to ważny czynnik wychowawczy. Wydaje mi się, że piłka seniorska nie jest właściwie finansowana. Tak duże zaangażowanie pieniędzy publicznych psuje rynek. Prywatni inwestorzy muszą już na starcie nadrobić to, co innym dają spółki miejskie – zakończył właściciel ŁKS-u.