Osiem transferów przeprowadził tego lata Widzewa. I nie zapowiada się na kolejny.
Mikołaj Biegański, Kreshnik Hajrizi, Marcel Krajewski, Jakub Łukowski, Hilary Gong, Samuel Kozlovsky, Hubert Sobol i Said Hamulić. To ósemka piłkarzy pozyskanych przez łódzki klub w tym oknie transferowym.
Dwóch z nich – Biegański i Hamulić – czekają na debiuty, reszta gra, albo w pierwszym składzie, albo wchodzą z ławki. Jednych już można ocenić pozytywnie, innych jeszcze nie.
Przez dłuższy okres wydawało się, że będzie jeszcze jeden transfer. Klub już co najmniej dwa razy ogłaszał – słowami dyrektora sportowego Tomasza Wichniarka czy prezesa Michała Rydza – że możliwe jest jeszcze sprowadzenie ofensywnego gracza. Chodziło o typową “dziesiątkę”. Z jednej strony w Widzewie czekali, jak potoczą się wyniki drużyny na starcie sezonu, z drugiej trochę liczyli kasę. Bo nowy piłkarz miałby być zawodnikiem do pierwszego składu, tzn. takim, o umiejętnościach, które by go do niego predysponowały. A taki nie zarabia mało.
I Widzew miał dobrych kandydatów. Mimo to – wszystkie na to wskazuje – nie zdecyduje się na kolejny kontrakt.
Start rozgrywek jest niezły, a do tego nie ma miejsca w kadrze. Na mecze w ogóle nie jest powoływany Fabio Nunes, który nie jest brany pod uwagę przez trenera Daniela Myśliwca. W jego planach też nie ma raczej Noaha Diliberto. Francuz dwa razy wskoczył na ławkę, ale jeszcze nie zagrał. Obaj nie są więc potrzebni i nie zapowiada się, by byli. Obaj jednak mają kontrakty i obu trzeba płacić. Gdyby któryś z nich odszedł, to zwolniłby miejsce dla kogoś nowego, także, jeśli chodzi o finanse.
Oczywiście nie jest też tak, że Widzewa nie byłoby stać na jeszcze jednego piłkarza, ale na razie zdecydowano, że nie ma sensu wydawać dodatkowych pieniędzy.
Okno transferowe zamyka się w piątek o północy i jest niemal pewne, że nikt nowy do drużyny już nie dołączy. Ten jeden procent trzeba jednak zostawić, bo różne rzeczy działy się w przeszłości.