– Nie chciałbym ganić zespołu za to, że straciliśmy kontrolę nad meczem – przy dzisiejszej technologii nawet przy wyniku 3:0 coś może urodzić się z niczego – mówił po meczu ŁKS-Chrobry Głogów trener łodzian, Kazimierz Moskal.
– Do momentu zdobycia pierwszej bramki to było dla nas trudne spotkanie. Kilkukrotnie gubiliśmy piłkę, a Chrobry tak, jak się spodziewaliśmy był groźny w kontrataku i kilka razy pod naszą bramką zrobiło się niebezpiecznie. Po trzech golach zdobytych w pierwszej połowie wydawało się, że będzie lekko i przyjemnie. Przestrzegałem jednak zawodników w przerwie, żebyśmy nie próbowali wejść w drugą część gry zbyt nonszalancko, tylko dalej utrzymywali wysoki poziom. Jak widać, przy dzisiejszej technologii nawet przy wyniku 3:0 coś może urodzić się z niczego i nagle zrobiło się 3:2. Nie chciałbym ganić zespołu za to, że straciliśmy kontrolę nad meczem, bo takie sytuacje mogły zdarzyć się w każdym momencie i trudno zupełnie je wyeliminować. Ważne, że zespół odpowiednio zareagował, doprowadził do sytuacji, w której znów prowadziliśmy dwoma bramkami, a na koniec cieszył się ze zwycięstwa. To było widowisko, które mogło się podobać – mnóstwo bramek, składne akcje, otwarty mecz. Cieszymy się ze zwycięstwa tym bardziej, że to naprawdę ważne punkty – graliśmy przecież z trzecią drużyną w tabeli – ocenił Moskal.
Trener Biało-Czerwono-Białych podkreślał, że w sobotnim zwycięstwie kluczowe były dla niego nie indywidualne popisy pojedynczych graczy, lecz siła, jaką pokazał zespół. – Oczywiście, indywidualności czasem potrafią zrobić różnicę w decydujących momentach, ale dziś na odprawie mówiliśmy właśnie o tym, że mocni jesteśmy wtedy, kiedy tworzymy zespół; kiedy każdy jest zaangażowany i daje 100% tego, co ma najlepsze dla drużyny – zaznaczył.
Szkoleniowiec ŁKS-u odniósł się także do gry debiutującego w biało-czerwono-białych barwach Milana Spremy (opuścił boisko w 86. minucie, zmienił go Oskar Koprowski). – Jego występ oceniam pozytywnie. Zdjąłem go w końcówce, bo miał na koncie żółtą kartkę, nie chcieliśmy ryzykować. W ostatnich minutach rywale wrzucali coraz więcej piłek w pole karne, więc zależało nam też na tym, żeby mieć w „szesnastce” więcej wysokich graczy – wyjaśniał powody swojej decyzji.